Niezawodna broń Anglików

Anglicy słyną z wielu cech, a jedną z najważniejszych jest pragmatyzm w niemal każdej dziedzinie. Sztuka wojenna i uzbrojenie nie były wyjątkiem…

Niemcy w czasie II wojny światowej mogli naśmiewać się z polskich kawalerzystów, ale sami szybko stwierdzili, że na rozległym terytorium ZSRR jednostki kawalerii są przydatne. Anglicy, mimo wprowadzania nowych typów uzbrojenia, za nic w świecie nie pozbyliby się broni, która pomogła im wygrać w tylu bitwach, a co najważniejsze, zabić tylu znienawidzonych Francuzów: długiego łuku walijskiego.

Bitwa pod Crécy. © Wikimedia Commons.

Anglik miał łucznictwo w genach

W dzisiejszych czasach pole bitwy pod Crécy wygląda – jak pisze Stephen Clarke – chyba bardzo podobnie jak w roku 1346. U stóp wieży obserwacyjnej można zobaczyć sfatygowaną tablicę, na której zamieszczono krótki, nadzwyczaj francuski w duchu opis bitwy. W gruncie rzeczy – komentuje brytyjski publicysta – jest to lista usprawiedliwień, której autorzy tłumaczą klęskę francuskiego rycerstwa: „[…] francuska jazda napotkała na przeszkody, po czym została pokonana”. Najintensywniejszy deszcz strzał, jaki spadł do tamtych czasów w całej Europie, poniekąd można zakwalifikować jako „przeszkodę”1. W armii angielskiej Edwarda III znalazło się około 7000 łuczników, którzy potrafili wystrzelić ze swoich długich łuków nawet dziesięć strzał na minutę, w dodatku nadzwyczaj celnie. To m.in. ich ofiarą padło 1852 francuskich rycerzy oraz około 10 000 pozostałych poległych. Skoro w XVI w. Anglia nadal walczyła z Francją – choć oczywiście nie tylko, i nadal istnieli rycerze, po cóż było zmieniać tak dobrą broń. Anglicy, w przeciwieństwie do Francuzów, Genueńczyków i innych, nie dali się zwieść modzie na kusze i nie porzucili swej tradycji, a przynajmniej nie na tamtą chwilę. Scenariusz ten powtarzał się w bitwach pod Poitiers w 1356 i pod Azincourt w 1415 r., gdzie łucznicy odegrali ważną, jeśli nie decydującą rolę.

Dług łuk, bo o nim mowa, stał się bardzo popularną bronią całe stulecia przed powstaniem królestwa angielskiego, ponieważ już około VIII w. Już wówczas broń ta wyposażona była w dłuższe łożysko – około 1,8 do 2 m – i od samego początku wymagało to od łucznika długotrwałego treningu. Wspomniany łuk był stosowany najpierw przez oddziały walijskie do walki z Anglikami, a później stał się bronią całej Anglii, która pozwalała biedocie na podjęcie walki z rycerstwem. Pierwszym monarchą angielskim, który docenił tę broń, był Edward I. Władca ten dzięki oddziałom łuczników odniósł spektakularne zwycięstwo pod Falkirk w 1298 r. Łucznictwo stało się zresztą narodowym sportem Anglików, łącznie z dworem i rodami królewskimi. Nie inaczej było z Tudorami, a przynajmniej z Henrykiem VII i Henrykiem VIII.

Długi łuk cisowy, typu angielskiego, o długości ok. 2 m. 1 – gryf, 2 – grzbiet, 3 – brzusiec. © Wikimedia Commons.

Niezawodna broń wszystkich Anglików

Anglicy najczęściej wykonywali swe łuki z cisu, ale jesion, wiąz, a niekiedy inne gatunki drewna również były wykorzystywane. Długość łuku angielskiego była znacznie większa niż jego kontynentalnej odmiany, i podczas gdy ten ostatni rzadko miał 1,2 m, angielski osiągał długość ok. 2 m. Strzały natomiast mierzyły nieco poniżej 1 m. W warunkach angielskich bardzo ważna była tradycja i to na niej musiano polegać przy obronie czy rozszerzaniu posiadłości we Francji. Łuk refleksyjny, podobnie jak kusza, był drogi i kulturowo obcy, i z tego powodu po prostu się nie przyjął. Natomiast łuk walijski jako taki zasadniczą konstrukcją nie odbiegał od innych długich łuków znanych w Europie, był jednak na Wyspach Brytyjskich bardzo popularny – niemal wszechobecny. A co za tym idzie, istniał ogromny odsetek mężczyzn, którzy potrafili się nim posługiwać, i nie robili tego „od święta”, a niemal na co dzień. Ludność rolnicza, wśród której rozpowszechniono używanie łuku, siłą rzeczy stawała się wielką rezerwą dla oddziałów łuczniczych.

Łucznicy Tudorów nadal w boju

Ogromnym osiągnięciem Anglików było to, że siłą armii stała się liczba oddziałów łuczniczych, które bez problemu można było zasilić kolejnymi wyszkolonymi ludźmi. To ich liczebność oraz wyszkolenie uczyniły z wyspiarzy postrach pól bitewnych pod koniec średniowiecza, a nawet w czasie, gdy na polu bitwy zaczęła pojawiać się na coraz większą skalę broń palna. Oczywiście wiele zależało od jakości użytego drewna, a preferowano w tym okresie głównie cis iberyjski. Z biegiem czasu zmieniały się również groty strzał. Szerokich grotów używano przeciwko ludziom i koni bez zbroi, zaś wąskie, czworokątne w przekroju, z cienkim szpicem powstały specjalnie w celu przebijania pancerza. W przypadku angielskiego długiego łuku zasięg maksymalny wynosił do 365 m, jednak największym zasięgiem efektywnym dla tej broni były 182 m. Groty strzał mogły przebić ówczesną zbroję płytową z dość bliska, bo jedynie z 27 m. Ludzi i konie bez zbroi łucznicy mogli skutecznie razić, a nawet dziesiątkować szeregi przeciwnika z większej odległości. W XV w. zwiększono mobilność oddziałów łuczniczych poprzez bardzo prosty zabieg: wsadzanie ówczesnych „strzelców” na konie (choć walczyli pieszo). Mogli w ten sposób dotrzymać tępa i realnie w każdej chwili wesprzeć swymi strzałami rycerstwo. Michał Mackiewicz porównał ten styl walki z taktyką XVIII-wiecznych dragonów.

Król Henryk VIII niemal na samym początku swego panowania powołał specjalną gwardię, która miała rekrutować się spośród synów szlachty, a szczególnie tych, którzy nie potrafili walczyć ani posługiwać się bronią. Rekruci mieli stać się wykwalifikowanymi żołnierzami gotowymi do walki w polu, wyposażonymi w dwa konie oraz pozostawać w asyście giermka, panoplia oraz dwóch konnych łuczników. Król odczuwał bliskość tradycji rycerskiej, która choć gasnąca, nie odeszła jeszcze całkiem w zapomnienie. Choć łucznictwo angielskie zanikało na początku XVI w., monarcha próbował je kultywować zarówno osobistym przykładem, jak i wydając odpowiednią ustawę. Pojawiały się pierwsze formacje grenadierów. Wiedział, że nadal z dużej odległości dobrze wyćwiczeni łucznicy strzelali celniej i sześć razy szybciej niż żołnierze uzbrojeni w kusze, a tym bardziej w arkebuzy. Cesarz Ferdynand w obszernych listach udzielał Henrykowi wskazówek militarnych, twierdząc że powinien oprzeć się na pikinierach i muszkietach, a nie na łucznikach. Henryk VIII miał jednak w tej kwestii własne zdanie. Łucznicy z armii Henryka VIII doszli w strzelaniu ze swych długich łuków walijskich niemal do perfekcji. W ciągu minuty potrafili wystrzelić 10–12 strzał na odległość ok. 200 metrów. Nawet jeśli lawina strzał nie była szczególnie zabójcza, dezorganizacja wśród oddziałów wroga musiała być na tyle poważna, że pozwalała na zdecydowany kontratak nawet nielicznych chorągwi i oddziałów pieszych, które tym samym często przesądzały o wyniku bitwy. Nic więc dziwnego, że zarówno monarcha, jego najbliższe otoczenie, jak i dowódcy wojskowi podjęli wszelkie działania, aby nadal kultywować i propagować łuk jako broń oraz utrzymywać formacje łucznicze. Ta kultura i przywiązanie do tradycji były wciąż silne jeszcze w połowie XVII w. Na krótko przed wybuchem angielskiej wojny domowej w swym pamflecie zatytułowanym The Double – Armed Man William Neade pisał, że żołnierz powinien być trenowany w walce dwoma rodzajami broni – piką i długim łukiem. Za jego radami szło już niewielu.

Średniowieczna strzała: 1 – grot strzały, 2 – promień strzały, 3 – lotka z gęsich piór, 4 – osada strzały. © Wikimedia Commons.

9 września 1513 r. w bitwie ze Szkotami pod Flodden, dowodzonymi przez króla Jakuba IV, armia angielska młodego króla Henryka VIII (który przebywał akurat we Francji) pokazała przeciwnikowi, że modernizuje się, ale przy tym zachowuje swój angielski charakter. Ostrzał angielskich łuczników oraz artylerzyści nie dali swym szkockim przeciwnikom szans. Anglicy zmusili szkocką piechotę, lekko uzbrojoną i niechronioną, do ustąpienia z dogodnych pozycji. Zaczęli okrążać Szkotów. Szkoci ponieśli druzgocącą klęskę, pozostawiając na polu 10 000 zabitych, podczas gdy ze strony Anglików zginęło 1500–4000 ludzi.

Bitwa pod Najera, 1367 rok. © Wikimedia Commons.

Łucznicy Henryka VIII nadal potrafili dać się we znaki odwiecznemu wrogowi, czyli Francuzom. 9 października 1544 r. żołnierze i rycerze francuscy, ubezpieczani przez szwajcarskich pikinierów, wdarli się do Boulogne, którego broniła nieliczna załoga angielska. Zaczęła się rzeź Anglików. Zwycięstwo zdawało się być przesądzone. Pewni siebie Francuzi przestali atakować regularne oddziały i plądrowali dobytek obrońców. Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Dowódca garnizonu, sir Thomas Poynings, przegrupował swoich ludzi i z całym impetem i wściekłością uderzył na Francuzów, wypierając ich z miasta. To jednostki łuczników oraz grad ich strzał pozwoliły rozproszyć i nieco przetrzebić ostatnie zwarte formacje francuskie w mieście. Trzymały one także na dystans oddziały, które nadchodziły swym towarzyszom z pomocą. Nadal ważną rolę łuków i samych łuczników potwierdzają ładunki okrętów i statków, które brały udział w tym samym konflikcie, ostatnim w życiu Henryka VIII. Ponad 3500 strzał i 137 kompletnych długich łuków zostało znalezionych na pokładzie „Mary Rose”, statku wchodzącego w skład floty Henryka VIII, który rozbił się u wybrzeży Portsmouth w 1545 r. Łuki te były, jak piszą autorzy Atlasu sztuki wojennej w średniowieczu, przykładem szczytowego rozwoju tego typu broni, o sile naciągu równej 100 kg. Broń ta miała skuteczny zasięg 280 m. Dwa lata później doszło do bitwy, która kolejny raz udowodniła Szkotom, że długi łuk angielski nadal może być, a nawet nadal jest skuteczną bronią na nowoczesnym polu bitwy. Bitwa między Szkotami a Anglikami pod Pinkie Cleuch w 1547 r. była pierwszą nowoczesną bitwą stoczoną w Anglii, ponieważ obie strony wykorzystały w walce formacje pikinierów i żołnierzy wyposażonych w broń palną (arkebuzerów). Anglicy jednak wsparli swe siły ogniem dział z okrętów wojennych floty, które ostrzeliwały lewą flankę. Najważniejszą rolę w bitwie odgrywali łucznicy, strzelcy i artyleria, ściśle współpracując z pikinierami i kawalerzystami. Zginęło ok. 6000 Szkotów i zaledwie 800 Anglików.

W historii Anglii ostatnim znanym przypadkiem użycia długich łuków była potyczka nieopodal miasta Bridgnorth w październiku 1642 r. Wtedy to miejscowa milicja z miasta uzbrojona w długie łuki walijskie pokonała i dowiodła swej efektywności w starciu z oddziałem muszkieterów.

Źródła

Richard Barber, Rycerze i rycerskość, Warszawa 2000.

Matthew Bennett, Nicholas Hooper, Atlas sztuki wojennej w średniowieczu 768–1487, Warszawa– Gdańsk 2004.

Paul Cornish, Angus McBride, Henry VIII’s Army, Oxford 2000.

Stephen Clarke, 1000 lat wkurzania Francuzów, Warszawa 2012.

Christopher Gravett, Knight. Noble Warrior of England 1200–1600, Oxford 2008.

Steven Gunn, Archery Practice in Early Tudor England, “Past and Present” 209 (1)/2010, s. 53–81.

Maurice Keen, Rycerstwo, Warszawa 2014.

Michał Mackiewicz, Niepokonani łucznicy, „Newsweek Historia” 3/2015, s. 86–87.

1 S. Clarke, 1000 lat wkurzania Francuzów, Warszawa 2012, s. 79.