Kniaziowie przeklęci

Będzie pokój panował na Rusi, jeno książąt wyrzynać się musi…”. Słowa te obrazują w aż nazbyt plastyczny sposób stosunki panujące w średniowiecznej Rusi, zwłaszcza w okresie rozbicia dzielnicowego. Tamtejsi kniaziowie z dynastii Rurykowiczów ginęli bowiem często we wzajemnych walkach, czasem w zamachach, niekiedy nawet otruci. Tylko raz zdarzyło się, by władcy zostali przez własnych poddanych straceni na szafocie.

Potomstwo kniazia Igora

Pod koniec XVIII wieku odkryto w Rosji tekst eposu heroicznego Słowo o wyprawie Igora opisującego nieudaną wyprawę Rusinów na stepowych Połowców z 1185 roku, zakończoną klęską nad rzeką Sułą. Wówczas wydobyto z zapomnienia osobę kniazia nowogrodzko-siewierskiego Igora Światosławowicza, niefortunnego bohatera eposu, wziętego do niewoli, z której popisał się następnie „chwalebną” ucieczką.

Klęska nad rzeką Sułą na obrazie Wiktora Wasniecowa, 1880. Domena publiczna

W cieniu czynów Igora pozostały dokonania i losy jego potomstwa. Osieroceni przez ojca w 1202 roku młodzi Igorowicze: Włodzimierz, Światosław i Roman, nie mieli już zbyt wiele okazji do pójścia w ślady ojca. Zamiast tego niespodziewanie zyskali możliwość odegrania kluczowej roli w walce o spadek, od wielu lat uchodzący za ostatecznie dla nich stracony.

W bitwie stoczonej 19 czerwca 1205 roku pod Zawichostem poległ w starciu z polskim rycerstwem kniaź halicko-wołyński Roman Mścisławowicz. Jego śmierć nie tylko przerwała proces jednoczenia pod jego władzą ruskich ziem, ale także otworzyła długi, czterdziestoletni okres walk o panowanie i wpływy w Haliczu i Włodzimierzu, do którego to konfliktu niemal natychmiast włączyli się zachodni sąsiedzi: Węgry i Polska.  

Tak się jednak złożyło, że prawa do dziedzictwa po Romanie mieli również Igorowicze, występując jako potomkowie dawnej linii władców halickich po swoim dziadku ze strony matki, Jarosławie Ośmiomyśle. Kniaź Roman Mścisławowicz, który opanował w 1198 roku Halicz, nie miał innych praw do tamtejszego tronu poza siłą zbrojną, zgodą miejscowych bojarów oraz… poparciem książąt polskich dążących za panowania Kazimierza Sprawiedliwego i jego synów do rozszerzenia swoich wpływów na Wołyń i Galicję. Niespodziewana śmierć Romana była dla Igorowiczów znakiem, by włączyć się do szykującej się walki o ich utracone dziedzictwo.

Książę halicki Roman Mścisławowicz na dziewiętnastowiecznym obrazie Nikołaja Newrewa. Domena publiczna

Bojarzy i książęta

Władcy, rywalizując o władzę nad Haliczem, musieli jednak pamiętać, kto rzeczywiście był tam „suwerenem”. Już bowiem w czasach Jarosława Ośmiomysła (1153–1187) ingerencje bojarów w sprawy książęce były coraz częstsze. Zjawisko dochodzenia do głosu elity możnowładczej było wspólne dla wszystkich księstw ruskich, w miarę jak w wyniku rozdrobnienia dzielnicowego słabła władza książęca. To właśnie rody bojarskie miały w okresie anarchii (1187–1198) współdecydować o obsadzie tronu w Haliczu. Liczyć się z wolą bojarów musiał zarówno król węgierski Bela III, dążący do trwałego związania Galicji z Arpadami, jak i polski senior Leszek Biały, popierający wówczas Romana Mścisławowicza. Ten ostatni zdołał co prawda w okresie swojego władania w Haliczu (1198–1205) poskromić wichrzycielskich bojarów, wielu skazując na śmierć lub wygnanie. Jednak już po jego śmierci zaczęli ponownie podnosić głowy, występując przeciwko jego małoletnim synom – Danielowi i Wasylkowi Romanowiczom – oraz ich matce Eufrozynie. Do walki szykowali się owruccy Rościsławicze, czernichowscy Olegowicze, nowogrodzko-siewierscy Igorowicze oraz włodzimiersko-suzdalscy Juriewicze. Najaktywniejsi z halickich bojarów, wygnani wcześniej przez Romana, teraz powrócili i pospiesznie formowali własne stronnictwa. Księżnej Eufrozynie pozostało zatem zwrócić się o pomoc do władcy Węgier Andrzeja II, roszczącego sobie prawo do władzy nad „Królestwem Galicji i Lodomerii”, jak w dyplomacji Arpadów nazywano ten obszar Rusi.

Zhańbiony bojar. Obraz Nikołaja Newrewa, XIX wiek. Domena publiczna

Tymczasem haliccy bojarzy w końcu znaleźli odpowiadającego im kandydata. Miasto dostało się w 1206 roku we władanie Włodzimierza Igorowicza. Jego brat Roman objął w tym czasie Dźwinogród. Także we włodzimiersko-wołyńskiej części dziedzictwa Romanowiczów doszło do przewrotu, na tronie we Włodzimierzu Wołyńskim zasiadł bowiem Światosław, kolejny z braci, którzy znaleźli się w posiadaniu niemal całego dziedzictwa po Romanie Mścisławowiczu. Okazało się jednak, że inną rzeczą jest zdobycie ziemi, a inną – jej utrzymanie.

500 „męczenników”

Rządy Igorowiczów na Wołyniu okazały się bowiem przejściowym epizodem i zostały zlikwidowane przez wyprawę zbrojną Leszka Białego. W Haliczu tymczasem w dalszym ciągu trwał swoisty „taniec kniaziów”, a żaden z panujących w latach 1206–1210 efemerycznych władców nie miał szans na utrzymanie się dłużej na tronie. Najpierw Igorowicza wyparł z jego stolicy kniaź owrucki Rościsław Rurykowicz, by po kilkumiesięcznym panowaniu samemu uciekać przed powracającym Romanem. W końcu do głosu doszli także Węgrzy, opanowując Halicz dla swojego króla. Rządy węgierskiego namiestnika Benedykta okazały się jednak na tyle niepopularne, że w 1210 roku bojarzy ponownie przywrócili panowanie Igorowiczów.  

Śmierć Rościsława Rurykowicza. Domena publiczna

Jednak tym razem bojarzy srodze się przeliczyli, sądząc zapewne, że w osobach ich braci powracają złote dla bojarstwa czasy. Książęta szykowali bowiem akcję przerastającą nawet represje Romana Mścisławowicza. Podobno aż 500 bojarów zapłaciło głową, liczni zostali wygnani. Niektórzy trafili na Węgry, rozwijając tam działalność propagandową, co zaowocowało zorganizowaniem przez Andrzeja II koalicji, do której zaproszono także Polaków. Przy tej okazji po raz pierwszy od dłuższego czasu ponownie wypłynęła sprawa przebywającego od lat na węgierskim dworze Daniela Romanowicza. Nastał czas, aby młody kniaź po raz pierwszy odegrał pewną rolę polityczną.

Kaźń kniaziów

Pod Przemyślem pochwycono Światosława, a walki toczone pod Zwienigrodem zakończyły się porażką Igorowiczów. Kniaź Włodzimierz nie czekał w Haliczu na koalicjantów, tylko zbiegł z synem Izjasławem na wschód. Jak się później okazało, uniknął przez to najgorszego. Dziesięcioletni Daniel po raz drugi (choć nie ostatni) w swoim życiu zasiadł na halickim tronie.

Pozostała jeszcze do rozsądzenia sprawa młodszych Igorowiczów – Romana, Światosława i bliżej nieznanego Rościsława (najpewniej syna któregoś z braci) – trzymanych w królewskiej niewoli. Stała się wówczas rzecz bezprecedensowa. Bojarzy wykupili kniaziów od Węgrów i szykowali się w stosunku do nich na bezprecedensowy akt zemsty. We wrześniu 1211 roku wszyscy oni zawisnęli na szubienicy. Czy doszło wówczas do jakiejkolwiek sądu nad Igorowiczami, można wątpić. Obowiązujące na Rusi prawo, znane jako „Prawda ruska”, nie przewidywało jakiejkolwiek formy odpowiedzialności władcy przed poddanymi. To zatem nic innego, jak rewanż na byłych władcach, a z drugiej wyraźna przestroga i złowrogi sygnał dla wszystkich, którzy w przyszłości zapragnęliby pokusić się o podniesienie na bojarów ręki.

Kniaź kniaziów. Mozaika przedstawiająca Daniela Romanowicza. Domena publiczna

A działo się to wszystko przy milczącej zgodzie Węgrów i Polaków, obserwujących z obojętnością cały ten smutny spektakl. Czy sądzili, że pozbycie się konkurentów obróci się na ich korzyść? Jeśli tak było, to spotkał ich zawód – panoszenie się halickich bojarów trwało bowiem w najlepsze. Aż do czasów, kiedy ponad stulecie później oddano Galicję i Wołyń pod panowanie Korony Królestwa Polskiego.  

Bibliografia:

Dąbrowski D., Daniel Romanowicz król Rusi (ok. 1201 – 1264). Biografia polityczna, Kraków 2013.

Foryt A., Zawichost 1205, Warszawa 2021.

Jusupović A., Elity ziemi halickiej i wołyńskiej w czasach Romanowiczów (ok. 1205–1269), Kraków 2016.

Kronika halicko-wołyńska. Kronika Romanowiczów, przeł. D. Dąbrowski i A. Jusupović, Kraków 2017.

Nagirnyj W., Polityka zagraniczna księstw ziemi halickiej i wołyńskiej w latach 1198 (1199) – 1264, Kraków 2011.   

Słowo o wyprawie Igora, przeł. J. Tuwim, [w:] W. Mokry, Od Iłariona do Skoworody. Antologia poezji ukraińskiej XI – XVIII w., Kraków 1996, s. 134–150.