Wigilia – dzień duchów i magii

Na powstanie obchodzonych od IV stulecia świąt Bożego Narodzenia, znanych nam w dzisiejszej formie, złożyło się wiele elementów wywodzących z rozmaitych kultur i tradycji, w tym również pogańskich, czego przejawem były zapomniane już nieco działania magiczne, mające zapewnić naszym przodkom szczęście i zdrowie w nadchodzącym roku.  

Jakiś w Wiliją, takiś cały rok

Obrzędy związane z przededniem Bożego Narodzenia były bardzo liczne i różniły się w zależności od wyznania, regionu czy statusu społecznego, więc nie sposób ich wszystkich przytoczyć, nie potrzeba jednak zbyt wielu przykładów, aby uświadomić sobie, że nie był to dzień zwyczajny. Lud krakowski na przykład (choć i nie tylko lud, i nie tylko ten krakowski) upatrywał w każdym słowie i każdej czynności wróżby na przyszłość. A ponieważ wierzono, że „jaka Wigilia, taki będzie cały rok”, starano się godnie postę­pować, zapominając o powszedniej gderaninie, codziennych waś­niach i zastarzałych urazach, żeby nie być kłótliwym, ponurym i smutnym przez następny rok. Dzieci starały się przez cały dzień nie zasłużyć na karę, a rodzice unikali ich bicia. Każdy chciał zapewnić sobie powodzenie, nawet zawodowi złodzieje. Jeśli bowiem zdołali coś ukraść i nie zostali schwytani, mieli zapewnione powodzenie w swoim fachu na najbliższe miesiące. 

“Wigilia w chacie wiejskiej”. Rys. “Kłosy” (1878). Domena publiczna

W dzień wigilijny wstawano skoro świt, aby uniknąć całorocznego lenistwa, i należycie starano się wypełniać swoje obo­wiązki. Gospodyni gotowała świąteczną wieczerzę, kobiety i dziewczęta krzątały się przy sprzątaniu izby i całego obejścia, czeladź rąbała drzewo na opał i przygotowywała paszę dla bydła i koni, a gospodarz wybierał w stodole snopek zboża i, jak pisał znany oraz uznany etnograf Seweryn Udziela, słomę żytnią, równą, długą, którą potem wykorzystywano w praktykach magicznych (po wieczerzy wigilijnej robiono z niej między innymi powrósła i obwiązywano nimi drzewa owocowe, żeby obrodziły, czego jako ledwie odrośnięte od ziemi dziecko sama byłam świadkiem w pewnej gorczańskiej wsi).

Ze słomy wiąże kopy (wiązanki po kilkanaście źdźbeł), które zatyka za obrazy i tragacze; a ma ich być tyle, ile zebrał w lecie kóp żyta. Krzyż ze słomy przybija szydłem do środkowej belki w izbie, a gwiazdę słomianą nade drzwiami wchodowemi. Stół przykrywa słomą żytnią, grubą, i przywiązuje ją dwoma powrósłami, a w środku wsuwa garść siana, na którem stawia się miskę z potrawami w czasie wieczerzy wigilijnej. W rogach izby ustawia gospodarz snopy zboża[1].

Pieniądze i zdrowie dla domowników, pluskwy dla sąsiada

Silna wiara w znaki, wróżby i uroki przejawiała się także w magicznych zabiegach, których przestrzegano na wsiach jeszcze w XX stuleciu. Zresztą niewykluczone, że nadal są tacy, którzy – choć może już nie całkiem serio – przestrzegają owych pradawnych nakazów…

Mieszkańcy ziemi krakowskiej wstając skoro świt, obmywali się zimną wodą z naczynia, do którego uprzednio wrzucali srebrną lub złotą monetę, ostatecznie miedziaka, by pieniądze się ich przez cały rok trzymały. Podobnemu celowi mają także służyć noszone w portfelu łuski upowszechnionego w czasach PRL-u wigilijnego karpia. W niektórych regionach, na przykład okolicach Poręby Wielkiej, ludzie wierzyli, że moneta zanurzona w wodzie do porannego obmycia zapewni im zdrowie i że będą czerstwi jak kruszec, z którego jest ona zrobiona. Ponadto gdzieniegdzie, aby zapewnić sobie zdrowie, co odważniejsi kąpali się w przeręblu. Ci zaś, którzy mieli świerzb, wrzody i inne bolaki, przed wschodem słońca starali się jak najszybciej pobiec nad rzekę albo do strumienia. Ten zaś, który zdołał wykąpać się pierwszy, miał się ich w ten sposób pozbyć. Jednocześnie baczono, żeby nie wpuszczać z rana do domu człowieka w… kożuchu, bo mogłoby to sprowadzić na dzieci wrzody lub inne choroby[2].   

Wigilia Carla Larssona między 1904 a 1905 rokiem. Domena publiczna

Aby zaś nowe ubrania się nie darły, kobiety starały się w dzień wigilijny niczego nie łatać, a biedni woleli nie chodzić po prośbie, aby potem przez cały rok nie żebrać. Starano się także niczego nikomu nie pożyczać, a zwłaszcza kobiecie, bo pożyczającemu by się nie szczęściło[3]. Aby zaś pozbyć się pcheł, pluskiew i innego robactwa z domostwa, dawni mieszkańcy podkrakowskich wsi wymiecione z izby śmieci wyrzucali na drogę albo… wysypywali ukradkiem sąsiadowi pod próg. Mieli też baczenie, podobnie jak mieszkańcy innych regionów, na to, kto pierwszy w dzień wigilijny pojawi się w chacie. Jeżeli odwiedził ich mężczyzna, wróżba była dobra i wszyscy przez cały przyszły rok mieli zachować zdrowie i szczęście, lecz jeśli pojawiłaby się kobieta – choroba miała nie opuścić chaty i domownikom miało się „nie darzyć”[4].  

Wieczerza wśród duchów

Zanim domownicy zasiedli do wigilijnej wieczerzy, usiłowali zadbać, aby przy uroczyście zastawionym stole usiadła parzysta liczba osób, bo w przeciwnym razie ktoś z obecnych mógłby umrzeć w następnym roku. Należało unikać zwłaszcza nieparzystej trzynastki ze względu na pamięć o Ostatniej Wieczerzy, w której tym trzynastym, pechowym biesiadnikiem, był zdrajca Jezusa, Judasz.

Sama wieczerza, rozpoczynająca się wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki, symbolu gwiazdy betlejemskiej, i łamaniem się opłatkiem, który to zwyczaj najpierw rozpowszechnił się wśród szlachty, obwarowana była licznymi zakazami i nakazami. Na przykład nikomu poza gospodynią nie wolno było wstawać od stołu, dopóki wszyscy nie skończyli jedzenia. Nakazu tego nalegało przestrzegać, aby w domu nie zabrało chleba i kury się nie rozbiegły i aby nie narażać się na ryzyko śmierci – miałaby spaść na tego, który w trakcie wieczerzy pierwszy wstałby od stołu.

Dusze przodków zaglądające do chaty w noc wigilijną, Izabela Gajewska (Gajewska Dziuban Art)

Nie bez znaczenia był także jadłospis, zwykle postny, który miał się składać z tego, co urodziło się „na polu, w lesie, w sadzie, w stawie”, a na stole stawiano co najmniej siedem potraw. Później przyjęło się dwanaście. W Krakowskiem pierwszą potrawą na chłopskim stole był zwykle „groch okrągły, rzadko ugotowany, potem gruszki i śliwki suszone, gotowane, następnie kluski z makiem na miodzie”[5]. Gdzie indziej, oprócz kutii, potraw z ryb i kapusty, podstawę chłopskiego jadłospisu stanowiły rzepa, jabłka, orzechy, czosnek, których spożywanie miało zapobiegać chorobom. Czosnkiem nacierano na przykład zęby, żeby nie bolały, a pogryzaną gotowaną rzepą rzucano w siebie nawzajem, ażeby samemu uchronić się od wrzodów i przenieść je na drugą osobę.

W chłopskich chatach potrawy wigilijne jedzono z jednej miski, co miało być oznaką więzi łączącej domowników, i w milczeniu, co zapewne miało związek z przypadającymi na ten okres w roku pogańskimi biesiadami zadusznymi. Wśród ludu panowało bowiem przekonanie, że dusze zmarłych przodków uczestniczą w wieczerzy wigilijnej, dlatego, aby ich nie zrazić i zapewnić sobie ich błogosławieństwo na cały rok, próbowano je ogrzać (dlatego całą noc palono ogień) i dobrze nakarmić. Do obecności dusz zmarłych nawiązywały na przykład suszone owoce symbolizujące uśpione życie, jak chociażby śliwki, oraz mak, już od starożytności uważany za symbol śmierci. Z tych wierzeń wzięła się także praktykowana do dzisiaj tradycja stawiania na stole dodatkowego nakrycia dla niespodziewanego gościa – niegdyś nie chodziło bowiem o gościa z krwi i kości, ale takiego z zaświatów. Ponadto, aby nie zaszkodzić duszom, w niektórych regionach przez cały dzień nie wolno było wykonywać gwałtownych ruchów czy zamiatać podłóg, a zasiadając do wigilijnego stołu, należało dmuchnąć na stołek, żeby przypadkiem nie usiąść na którymś z niewidzialnych przodków.

Podczas wieczerzy domownicy zostawiali resztki jedzenia z myślą o bydle, dla którego przeznaczony był również opłatek. Wierzono, że po jego spożyciu będzie się dobrze chowało, ale tak naprawdę zwyczaj ten ma swoje źródło w pogańskiej wierze w to, że duchy zmarłych mogą wcielać się w zwierzęta domowe. Podobnie jak i ten, że o północy zwierzęta mogą przemówić ludzkim głosem.

Literatura

E. Janota, Lud i jego zwyczaje; zwyczaje świąteczne, Lwów 1878.

B. Ogrodowska, E. Piskorz-Branekova, M. Ślusarska, Kalendarz polski. Historia i obyczaje, Warszawa 1977.

S. Udziela, Krakowiacy, Kraków 1924.

H. Szymanderska, Polskie tradycje świąteczne, Warszawa 2003.


Przypisy

[1] S. Udziela, Krakowiacy, Kraków 1924, s. 34–35.

[2] E. Janota, Lud i jego zwyczaje; zwyczaje świąteczne, Lwów 1878, s. 10–11.

[3] Ibidem.

[4] S. Udziela, op. cit., s. 34.

[5] Ibidem, s. 35.