Tudorowskie panie domu

Życie w czasach Tudorów nie było łatwe, jednak to kobieta musiała znosić większe trudy codzienności, ponieważ – jak mówi angielskie przysłowie – praca kobiety nigdy się nie kończy (a woman’s work is never done). To, że krajem rządziła najpierw jedna, potem druga królowa, nie przyniosło jednak żadnej poprawy losu kobiet, i wciąż traktowano je jak obywateli drugiej kategorii. Jak pisał protestancki kaznodzieja, John Knox, „kobietę stworzono, by służyła mężczyźnie i była mu posłuszna”.

Kobiety, jako przedstawicielki „słabszej płci”, wymagały opieki i wskazówek mężczyzn. Tak więc dziewczynkom wpajano od najmłodszych lat, że ich najważniejszym powołaniem jest posłuszeństwo, zaś celem życia – małżeństwo, urodzenie i wychowanie dzieci oraz opieka nad domem i gospodarstwem.

XVI-wieczne kobiety były pochłonięte nie tylko codziennymi obowiązkami związanymi z prowadzeniem domu, ale także z wychowaniem licznej gromadki dzieci. © Wikimedia Commons.
XVI-wieczne kobiety były pochłonięte nie tylko codziennymi obowiązkami związanymi z prowadzeniem domu, ale także wychowaniem licznej gromadki dzieci. © Wikimedia Commons.

Pan ojciec i pan mąż

Niezamężna panna była własnością ojca. To on decydował o jej losie, wykształceniu i każdym aspekcie życia. W przypadku śmierci ojca opiekunem młodej dziewczyny stawał się jej brat lub wuj – zawsze jednak był to mężczyzna, nie matka. Gdy wychodziła za mąż, wraz ze swym wianem stawała się własnością męża. Oczywiście małżeństwa najczęściej były aranżowane – liczyła się korzyść, jakie mogą odnieść obie rodziny, a nie wzajemne uczucia młodych. Najczęściej dziewczęta wychodziły za mąż w wieku ok. 14 lat – starsze stawały się ciężarem dla rodziny i przysłowiową „dodatkową gębą do wykarmienia”. Kontrolowano każdy aspekt życia kobiety – od stroju poprzez zachowanie i seksualność. Zdrada żony była karana surowo, bez względu na klasę społeczną. Lord (par) mógł nawet za zgodą monarchy skazać niewierną żonę na spalenie na stosie. Zabójstwo męża uważano za zdradę, co także karano śmiercią na stosie. Bicie niepokornej żony powszechnie traktowano jako środek wychowawczy – zgodnie z ówczesną logiką, gdyby żona zachowywała się stosownie, nie sprowokowałaby męża do użycia przemocy, a skoro było inaczej, sama ponosi za to winę. Teoretycznie kobieta mogła się rozwieść, w praktyce jednak było to niemożliwe – żona była całkowicie i pod każdym względem uzależniona od męża, nikt nie przyjąłby jej pod dach ani nie zatrudnił. Właściwie dopiero jako wdowa mogła liczyć na odrobinę swobody i niezależności.

Edukacja

W czasach Tudorów tylko nieliczne dziewczynki otrzymywały wykształcenie, co jednak nie znaczy, że los chłopców był pod tym względem lepszy i wszyscy chodzili do szkoły. Jane Seymour i Katarzyna Howard – dwie spośród żon Henryka VIII – były prawie niepiśmienne. Dla odmiany, Katarzyna Aragońska, Anna Boleyn i Katarzyna Parr odebrały staranne wykształcenie. Dziewczynki z biednych domów uczyły się praktycznych umiejętności – szycia, gotowania i sprzątania – od swych matek i innych kobiet. Powszechnie uważano naukę czytania i pisania za stratę czasu – dziewczynka powinna umieć się podpisać, i to uważano już za wystarczającą umiejętność. Oczywiście panny z dobrego domu musiały nauczyć się gry na instrumencie i tańca. W niższych warstwach szczególnie ważna była zdolność prowadzenia rachunków – żony pomagały mężom w prowadzeniu interesów, więc kobieta dobrze rachująca była cennym nabytkiem. Także niezamężne kobiety musiały z czegoś żyć i często prowadziły własne firmy, a nawet utrzymywały rodziców (przykładowo zręczna hafciarka lub szwaczka). Kwestie finansowe nie należały do łatwych, gdyż w owych czasach ceny przeliczano na funty, szylingi i pensy (szyling liczył dwanaście pensów, a funt – dwadzieścia szylingów), a oprócz tego istniały także inne monety, na przykład marki (wartości trzynastu szylingów, czterech pensów).

Wiejskie gospodynie nie tylko wykonywały wszystkie prace domowe, ale jeździły na targ, gdzie sprzedawały m.in. drób, sery czy mleko. © Wikimedia Commons.
Wiejskie gospodynie wykonywały wszystkie prace domowe i jeździły na targ, gdzie sprzedawały m.in. drób, sery czy mleko. © Wikimedia Commons.

Prace domowe

W XVI wieku dostrzegano związek między brudem i chorobą, zatem starano się utrzymać czystość, co nie należało jednak do prostych zadań, zważywszy na to, że w większości domostw były klepiska. Talerze i misy oraz sztućce wykonywano w tych czasach z drewna, a więc niełatwo było je umyć – szczególnie bez znanych dziś środków chemicznych.

Zamożniejsi obywatele w swoich domach kładli kamienną posadzkę i używali cynowych naczyń, jednak i te niełatwo było umyć.

Każda z prac domowych, choćby prasowanie czy noszenie wody, oznaczała wielki wysiłek fizyczny i pochłaniała mnóstwo czasu. Większość tych prac wykonywano na zewnątrz, nawet zimą, co pozwalało rozwiązać dokuczliwy problem ścieków – zużytą wodę wylewano wprost na ziemię lub do specjalnego otworu. Według Alison Sim, autorki książki The Tudor Housewife, wszystkie naczynia dokładnie szorowano, co zajmowało mnóstwo czasu. Dziś do tego celu używamy detergentów i szorstkich gąbek, jednak kobiety w czasach Tudorów musiały zadowolić się ostrym piaskiem rzecznym lub pędami skrzypu.

Pranie

Najbardziej pracochłonnym zajęciem było pranie bielizny, dlatego każda zamożniejsza pani domu starała się zatrudnić praczkę. Dużą wagę przywiązywano do czystości obrusów i bielizny, tak więc wszelkie płótna zmieniano często – w zamożniejszych domach nawet kilka razy dziennie. Pranie obejmowało moczenie (bucking) w beczce stojącej na podwyższeniu, kilkadziesiąt centymetrów na ziemią. W balii znajdował się otwór – niczym kran, którym spływała zużyta woda. Napełnianie balii nie było łatwym zadaniem, gdyż płótno należało odpowiednio złożyć, tak by woda przelewała się przez kolejne warstwy, a brud nie zostawiał plam i zacieków. Poszczególne warstwy rozdzielano kawałkami drewna, co pozwalało na swobodny przepływ wody. Po napełnieniu balii wodą wlewano ług, czyli sodę kaustyczną, do produkcji której używano popiołu z drewna lub paproci. Gdy już brud się rozpuścił, płukano tkaninę pod bieżącą wodą (np. w rzece) i pozostawiano na słońcu, by wyschła i pojaśniała. W razie potrzeby cały proces powtarzano wielokrotnie.

Takie pranie sprawdzało się znakomicie w przypadku trwałych i mocnych tkanin, jednak nie przy delikatnych jedwabiach i innych ekskluzywnych materiałach – te bowiem wymagały użycia „czarnego mydła” o galaretowatej konsystencji, które powstawało w wyniku gotowania tłuszczu z ługiem. Produkowano je na skalę masową i raczej nie wytwarzano samodzielnie w domu. Piorąc ubrania z jedwabiu i złotogłowia, należało zanurzyć je w gorącej wodzie, dodać mydła, by się rozpuściło, a następnie płukać w letniej wodzie. Obowiązki praczki zatrudnionej w arystokratycznym domu obejmowały także wybielanie płócien, gdyż biel dowodziła zamożności i pozycji. Oczywiście, najzamożniejsze rodziny stać było na kupno wybielonego lnianego materiału, ale jeśli ktoś nie miał takiej możliwości, kupował „naturalne” szarokremowe płótno i wielokrotnie je wybielał. A czego używano w tym celu? Cóż, moczu. Cały proces przebiegał podobnie jak opisane powyżej namaczanie, z tym że do sody dodawano właśnie mocz. Pranie suszono na zewnątrz, na krzakach, na ziemi lub żywopłotach. Zapewne w zimie nie było to łatwym zadaniem. A co z wyszywanymi luksusowymi sukniami dam dworu i szlachcianek? I jak czyszczono tkaniny ścienne i futra bogaczy? Wełniane części garderoby raz w tygodniu szczotkowano i trzepano, by nie zjadły ich mole, z kolei futra pryskano winem, pozostawiano, by wyschły, a potem pocierano do momentu, aż miękły. Usuwanie plam było niesłychanie trudne, a ponieważ źródła wymieniają wiele sposobów na ich wyeliminowanie, sugeruje to, że eksperymentowano metodą prób i błędów z różnymi substancjami.

Tudorowskie panie domu czyściły drewniane naczynia rzecznym piaskiem i pędami skrzypu. © Wikimedia Commons, F. Lamiot.
Tudorowskie panie domu czyściły drewniane naczynia rzecznym piaskiem i pędami skrzypu. © Wikimedia Commons, F. Lamiot.

Zręczne ręce gospodyni

Pani domu musiała samodzielnie przygotować płótno lniane – a proces ten był czasochłonny i żmudny – począwszy od przygotowania grządki, zasiania nasion lnu, plewienia, na zebraniu plonów i obróbce włókien skończywszy. Utkany materiał czesano, wielokrotnie wybielano i zmiękczano, aby tkanina osiągnęła wymaganą teksturę i miękkość. Dopiero wtedy rozpoczynano krojenie i szycie – tak gospodyni samodzielnie przygotowywała całą bieliznę dla domowników, obrusy, ścierki, ręczniki i pościel.

Na wsi

Dobra gospodyni wiejska zajmowała się produkcją nabiału, doglądała pastwisk i żniwiarzy. Wstawała z pianiem koguta i od razu zaganiała wszystkich do pracy: darcia konopi, warzenia soli, wyrabiania świec, przędzenia czy warzenia piwa. Pani dbała o posiłki dla służby i usługiwała jej – każdy dostawał miskę soczewicy i kawałek mięsa. Oszczędna gospodyni nigdy nie marnowała jedzenia i nic nie mogło się zepsuć – świeży chleb był zbytkiem, stary nie mógł spleśnieć, resztki ze stołu i kości dostawały psy.

Między tymi obowiązkami pani domu zajmowała się darciem pierza na poduszki i pilnowaniem kota, żeby nie przekradł się do mleczarni. Wieczorem podawano kolację dopiero wtedy, gdy bydło zostało zamknięte w oborze. Pilnowano też, by w ogrodzie przypadkiem nie została żadna mokra bielizna – jeszcze ukradłby ją jakiś przechodzący złodziejaszek.

W domu panowała surowa dyscyplina – dzieci i służba karane były chłostą za najdrobniejsze przewinienie. Nie stroniono też od kar pieniężnych.

Jak pisze Byrne, cytując za Book of Husbandry (Księga gospodarowania) Fitzherberta, w gospodarstwie wiejskim do obowiązków gospodyni należało: odwiewanie ziarna, przygotowywanie słodu, pranie i wyżymanie bielizny, żęcie zboża, pomaganie mężowi w napełnianiu wozu obornikiem, ładowanie siana, zboża, prowadzenie pługa i wiele innych czynności. Oprócz tego, że żona nadzorowała prace w mleczarni, sama jeździła na targ i sprzedawała gęsi, kurczęta, świnie i zboża, ser, jaja czy mleko. Na koniec musiała zdać uczciwy rachunek mężowi.

Inaczej niż w przypadku lnianych płócien, czyszczenie kosztownych sukien kobiet z wyższych warstw społecznych wymagało dużo więcej pracy i zręczności. © Wikimedia Commons.
Inaczej niż w przypadku lnianych płócien, czyszczenie kosztownych sukien kobiet z wyższych warstw społecznych wymagało dużo więcej pracy i zręczności.
© Wikimedia Commons.

Jeszcze za mało?

Od żony oczekiwano także podstawowej znajomości medycyny i sposobów leczenia członków rodziny. Dlatego kobiety uprawiały przydomowe ogródki z ziołami. W trudnych sytuacjach wzywano „babkę”, czyli znachorkę. Tylko najzamożniejszych stać było na lekarza.

W mieście

W XVI wieku kobiety nie mogły pracować jako lekarki, prawniczki i nauczycielki. Najczęściej wykonywały niskopłatne prace fizyczne. Wolno im jednak było zapisywać się do niektórych cechów rzemieślniczych. Córki i żony rzemieślników często pracowały w ich warsztatach i nie musiały być czeladniczkami. Co więcej, jeśli rzemieślnik umarł, żona mogła przejąć po nim warsztat. Kobiety pracowały jako przędzarki, krawcowe, farbiarki i hafciarki; robiły też buty i kapelusze.

Wieśniaczki i damy

Wiadomo, że gospodynie z niższych warstw pracowały cały dzień, ale nie znaczy to, że szlachetnie urodzona dama próżnowała – musiała nadzorować i organizować pracę służby, a pod nieobecność męża sprawować pieczę nad całą posiadłością. Bystre oko pani domu wypatrzyło każdy pyłek, i to ona decydowała o tym, kiedy poszczególni domownicy powinni zmieniać bieliznę. Damy także rozpoczynały dzień wcześnie, jako że późne wstawanie pani domu – jak uważano – demoralizowało służących. Oczywiście, w porównaniu z kobietami z niższych warstw zajmowały się one lżejszymi sprawami, a czas wolny umilały im polowania lub gra w karty.

Pamiętając o tych wszystkich kobiecych obowiązkach, należy podkreślić fakt, że kobieta średnio raz do roku była w ciąży lub rodziła dziecko, trudno więc mówić o jakimkolwiek rzeczywistym czasie wolnym. Może właśnie dlatego tak bardzo wyczekiwano wszelkich świąt i uroczystości, które choć przez chwilę pozwalały oderwać się od codzienności.

Bibliografia:

St. Clare Byrne, Życie codzienne w Anglii elżbietańskiej, PIW, Warszawa 1971.
Alison Sim, The Tudor Housewife, The History Press, Stroud Gloucestershire, 1996.
The Tudor Life, czerwiec 2015