Sydonia von Borck. Nim pół wieku minie, cały wasz ród wyginie!

Wiadomo, że gniew wzgardzonej kobiety jest straszny, lecz czy może on doprowadzić do wygaśnięcia całego rodu? Według legendy o najsłynniejszej pomorskiej czarownicy, jak najbardziej. Sydonia von Borck miała bowiem rzucić klątwę na dynastię Gryfitów, doprowadzając do jej wymarcia, za co pod koniec życia zapłaciła głową.

Najpiękniejsza panna na Pomorzu

Zanim Sydonia von Borck, szlachcianka wywodząca się z rycerskiego rodu o słowiańskich korzeniach, została okrzyknięta czarownicą i skazana na śmierć, cieszyła się opinią najpiękniejszej panny na Pomorzu. Jako najmłodsza z czworga rodzeństwa, po przedwczesnej śmierci matki rozpieszczana ponad miarę przez kochającego ojca, wyrosła na osóbkę hardą, pewną siebie i tak przekonaną – skądinąd nie bez powodu – o własnej urodzie, że wszelkie porażki i upokorzenia, jakich doznawała w późniejszym okresie życia, wywoływały w niej frustrację i nieposkromione napady gniewu. Drażliwa i niezdolna w porę powściągnąć języka, na przestrzeni lat naraziła się nie tylko książęcemu rodowi Gryfitów[1], panującemu na Pomorzu Zachodnim od około 1046 do 1637 roku, ale również najbliższym krewnym, z którymi bezskutecznie procesowała się o należny jej spadek, a w końcu całemu otoczeniu, z którym nie umiała żyć w zgodzie.

Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach. Barbara Faron, Agnieszka Bukowczan-Rzeszut. Wydawnictwo Astra

Klątwa Sydonii

Sydonia, wychowana w Wilczym Gnieździe, rodzinnym zamku w Strzmielach, na skutek starań ojca jako młoda panna trafiła do pałacu księcia pomorskiego Filipa I w Wołogoszczy i została dwórką jego córki, księżniczki Amelii. Jeśli wierzyć legendzie, o względy urodziwej dziewczyny zabiegało tam wielu adoratorów, wśród których znalazł się jeden z młodszych książęcych synów, Ernest Ludwik, i to dla niego żywiej zabiło jej serce, a kiedy się oświadczył, z radością go przyjęła. Do ślubu jednak nie doszło, bo na przeszkodzie stanęła rodzina narzeczonego oraz doradcy na dworze, którzy nie pochwalali mezaliansu sprzecznego z interesami dynastii. Sydonia nie była wszak księżniczką krwi, a jej pochodzenie nie dorównywało pochodzeniu córki księcia brunszwickiego, z którą Ernest Ludwik później się ożeni.

Portrety Gryfitów z gmachu szczecińskiej giełdy. Ich ród zaczął wygasać pod koniec XVI wieku. Domena publiczna

Niestałość ukochanego, który nie potrafił sprzeciwić się woli rodziców, wstrząsnęła Sydonią. Zraniona i upokorzona opuściła książęcy zamek, rzucając klątwę, która w ciągu zaledwie półwiecza miała doprowadzić Gryfitów do wymarcia, a ją samą przywiodła do tragicznej śmierci. 

Powielane przez wieki wersje dziejów Sydonii, szczególnie popularne w epoce romantyzmu, mówią, że w przypływie wściekłości i w obecności licznych świadków miała wypowiedzieć złowieszcze słowa: „Nim pół wieku minie, cały wasz ród wyginie!”. Zdanie to głęboko zapadło w ludzką pamięć i kiedy książęta zaczęli wymierać jeden po drugim, zaczęto ją podejrzewać o konszachty z diabłem. 

Między romantyczną legendą a historią

Mniej więcej taką wersję wydarzeń można znaleźć w powieści gotyckiej Sidonia von Bork – die Klosterhexe, która wpołowie XIX wieku wyszła spod pióra niemieckiego pastora Johanna Wilhelma Meinholda i została przetłumaczona na język angielski przez Jane Wilde, matkę Oscara Wildeʼa. W ten sposób postacią pięknej lecz okrutnej czarownicy zafascynował się prerafaelita Edward Burne-Jones, autor najpiękniejszego portretu Sydonii, jaki kiedykolwiek powstał.

Sydonia na obrazie Edwarda Burne-Jonesa z 1860 roku. Domena publiczna

Co ciekawe, z teorią o romansie Sydonii z Ernestem Ludwikiem nie zgadza się dr Janina Kochanowska, autorka Tajemnic Pomorza, ponieważ rzekomych kochanków dzieliła zbyt duża różnica wieku – książę był młodszy od Sydonii o pięć lub nawet jedenaście lat. Gdy odprawiono ją z dworu, była już dwudziestoletnią lub dwudziestosześcioletnią kobietą i dlatego zachodzi podejrzenie, że w głowie zawrócił jej nie młodziutki Ernest Ludwik, lecz jego ojciec – Filip I, który ostatecznie postanowił pozbyć się niewygodnej kochanki.

Niezależnie od tego, jakie były przyczyny wyjazdu, faktem jest, że około 1560 roku Sydonia opuściła dwór w Wołogoszczy i wróciła wraz z siostrą Dorotą do Wilczego Gniazda. W lutym tego samego roku zmarł czterdziestopięcioletni Filip I, nikt jednak nie wiązał jego śmierci z rzuconą przez Sydonię klątwą. Opowieści o przekleństwie miały się dopiero narodzić i narastały na

Pomorzu w miarę, jak Gryfici zaczęli wymierać.

Przemiana w swarliwą wiedźmę

Wraz z opuszczeniem wołogoskiego dworu dla Sydonii rozpoczął się długi, przeplatany pasmami nieszczęść okres życia. Rozgoryczona i coraz bardziej kłótliwa, nigdy nie pogodziła się z odrzuceniem przez ukochanego Ernesta Ludwika (lub Filipa), a miłosna afera na dworze położyła się cieniem na jej przyszłości. Przemianie pięknej i dumnej dziewczyny w swarliwą kobietę sprzyjał ponadto konflikt ze starszym bratem, Urlichem, który po śmierci ojca został opiekunem niezamężnych sióstr i zagarnął należny im majątek, obiecując wypłacić posag, o ile wyjdą za mąż.

Sydonia ani myślała pogodzić się z jego wolą. Gniew, jakkolwiek słuszny, nie pomógł jej jednak obronić praw do majątku, a resztę oszczędności pochłaniały procesy. Poza tym była tylko niezamężną kobietą, po śmierci siostry w 1602 roku zdaną wyłącznie na siebie, natomiast brat ze znienawidzoną bratową nie wzdragali się rozpuszczać plotek o jej niecnych uczynkach – warzeniu tajemniczych mikstur, zbieraniu ziół, kontaktach ze znachorkami, wypowiadanych złorzeczeniach, a przede wszystkim o klątwie rzuconej na Gryfitów.

Podwójny portret Sydonii von Borck jako młodej i starej kobiety, XVIII wiek. Domena publiczna

Oszczerstwa szybko trafiły na podatny grunt, ponieważ w ciągu kilku lat zmarli wszyscy synowie Filipa I i tylko jedna z jego córek przeżyła Sydonię. Ernest Ludwik zakończył życie przed pięćdziesiątką, w 1592 roku, a jego czterej bracia zmarli w latach 1600–1606, podobno na tajemnicze choroby, przeważnie bezpotomnie.

Czy ich śmierć była wynikiem klątwy domniemanej czarownicy? Wątpliwe.

Pomorzanie uwierzyli jednak w jej winę, dodając do powtarzanych coraz śmielej opowieści nowe wątki. Sydonia także była sobie winna, ponieważ żyjąc w poczuciu krzywdy stała się zgorzkniała, nieprzyjemna w obyciu i nie szczędziła przykrości nawet pod adresem przychylnych jej początkowo osób.

Tułaczka, niesława i czary

Przez czterdzieści lat żyła procesami o majątek, którego nigdy nie uda się jej odzyskać, walczyła z oskarżeniami o zniesławienie księcia Jana Fryderyka, i nigdzie na dłużej nie zagrzała miejsca. Po wyprowadzce z Wilczego Gniazda zamieszkała z siostrą w dawnym klasztorze w Marianowie, który został przemianowany na dom dla szlachetnie urodzonych panien, a potem tułała się od posiadłości jednego krewnego do drugiego i wszędzie urządzała awantury, mając wszystko i wszystkim za złe, po czym odchodziła skłócona. Aby wymusić na bracie wypłatę posagu, kilkakrotnie próbowała wyjść za mąż, ale i ten plan spalił na panewce. Mówi się, że miała kilkunastu narzeczonych, ale żaden nie odważył się jej poślubić. Przypuszczalnie chodziło o majątek, a raczej o jego brak. Jeśli jednak uwierzymy legendom, mężczyzn zrażał paskudny charakter dawnej książęcej kochanki. 

W 1604 roku, na wniosek krewnych, Sydonia została ponownie przyjęta do zakładu dla panien w Marianowie. Z uwagi na poważny wiek powierzono jej funkcję zastępczyni przełożonej, jednak pełniła ją tylko przez rok. Mimo początkowego szacunku współpensjonariuszek, wiele z nich obróciło się przeciwko niej. Coraz więcej wrogów przysparzały jej procesy sądowe, które wszczynała i skargi – w Archiwum Książąt Szczecińskich zachowała się jej skarga na współtowarzyszki, którą wysłała do księcia Filipa II, rządzącego ówcześnie Pomorzem Zachodnim bratanka Ernesta Ludwika, a wkrótce do procesów o majątek doszły oskarżenia o czary.

Procesy o czarownictwo

O czarnoksięstwo starą już Sydonię zaczęły podejrzewać nawet mieszkanki Marianowa, a ich wyobraźnię rozbudzał fakt, że w klasztorze zajmowała się m.in. ziołolecznictwem, była samodzielna, odgrażała się wrogom i weszła w konflikt z przeoryszą, a od towarzystwa ludzi wolała obecność zwierząt. Oliwy do ognia dolały opowieści o częstych zgonach w okolicy i na wołogoskim dworze, a w późniejszym procesie o czary za dowód oskarżenia posłużyli jej ulubieńcy – kot Chim i pies Jurgen. Według dokumentów procesowych, „diabła Chima”, który „wywołał chorobę i sprowadził śmierć”, miała podłożyć Filipowi II.

Pierwszy proces o czary odbył się w 1612 roku, ale Sydonii udało się wówczas odeprzeć część zarzutów. W kolejnym, wytoczonym siedem lat później, nie miała szczęścia, tym bardziej że pod nakazem aresztowania podpisał się kolejny książę, Franciszek I, wystraszony śmiercią poprzedników – Jerzego III i Filipa II, których zgon miała podobno przepowiedzieć w gorączce.

18 października 1619 roku zabrano Sydonię z Marianowa i przewieziono do Zamku Odrzańskiego w Grabowie, gdzie odbyły się przesłuchania.  Większość spośród przedstawionych jej 74 zarzutów była absurdalna i koncentrowała się na czarach, trucicielstwie oraz utrzymywaniu stosunków cielesnych ze złymi duchami. Część była stosunkowo łagodna, poczynając od dokuczania sąsiadom i współpensjonariuszkom za pomocą czarów, natomiast najcięższym i najważniejszym punktem oskarżenia była klątwa rzucona na Gryfitów, którą sędziowie uznali za przestępstwo polityczne.

Sydonia początkowo nie przyznawała się do żadnego z zarzucanych jej czynów, a w protokołach z przesłuchań zachowały się zapisy jej rzeczowych odpowiedzi, świadczące o tym, że była kobietą wykształconą i biegłą w prawie. Mimo to nie miała szans na wygraną, ponieważ oskarżyciele nie przewidywali jej uwolnienia, a sfingowany proces miał być pokazem siły politycznej księcia Franciszka I. Ponadto przeciwko Sydonii zeznawało przeszło pięćdziesięciu świadków. Część z nich została podstawiona, ale byli i tacy, których kiedyś uraziła, jak pensjonariuszki z Marianowa, oraz tacy, którzy uwierzyli w jej winę.

Czarownicy żyć nie dopuścisz

W dokumentach z procesu można przeczytać, że skoro nie chciała potwierdzić zeznań świadków, „musiano się uciec do ostrego postępowania”, ponieważ  „akta wykazują, że nie jest ona niewinna”. W związku z tym zezwolono na tortury. Kat z pomocnikiem zdarli z niej płaszcz i suknię, zdjęli z szyi krzyżyk, skrępowali ręce na plecach i odzianą w koszulę rozciągnęli na ławie tortur. Gdy ją przywiązali sznurami, a nogi zakuli w hiszpańskie buty, dokręcając śruby i zadając coraz większy ból, jeden z oskarżycieli czytał artykuł po artykule, a ona przyznawała się do wszystkiego. 

Później, gdy nieco doszła do siebie, wycofała zeznania, czym naraziła się na kolejne tortury. Pod ich wpływem kilka razy przyznawała się do winy, po czym znów odwoływała zeznania, ale po trzech tygodniach męczarni uznała, że dalsza obrona nie ma sensu. Kiedy wreszcie przyznała się do winy, rada zaprzysiężonych skazała ją na śmierć przez ścięcie i spalenie, po uprzednim przewleczeniu na plac i czterokrotnym trzymaniu w kleszczach.

Ostatnie słowa, z jakimi Sydonia zwróciła się do sędziów, brzmiały:

Widzicie przed sobą starą kobietę, oszukaną przez bliźnich, krewnych i przez nich oskarżoną o władzę nieziemską. Mnie nawet ludzkiej mocy brakowało, by przeciwko niesprawiedliwościom krewnych moich na majątek dybiących stanąć (…). Kuzyn mój, Jobst, książęcy radca, znalazł sposób na pozbycie się mnie (…) Sędziowie, co książę odchodzący bezpotomnie chce usłyszeć od swojego doradcy, jaką pociechę? Że nie jego niemoc spowoduje wygaśnięcie rodu Gryfitów, lecz czary Sydonii, która ród przeklęła, bo Gryfita nie wziął jej za żonę? (…) Sędziowie, a teraz dajcie mi umrzeć[2].

Podobno w nocy przed egzekucją celę Sydonii odwiedził Franciszek I, sprawca jej kaźni, obiecując wolność w zamian za cofnięcie klątwy. Sydonia milczała. Kiedyś, pod wpływem goryczy i gniewu na krewnych, którzy ograbili ją z majątku i prześladowali za to, że pozostała przy wyznaniu katolickim, wypowiedziała zbyt wiele ostrych słów, które doprowadziły ją do zguby. A może przeklinała go w duchu? Tego nigdy się nie dowiemy, niemniej Fryderyk I zmarł trzy miesiące po jej egzekucji…

Brama Młyńska – fragment murów obronnych Szczecina z Bramą Młyńską, za którą wykonano wyrok śmierci. Mapa z atlasu Brauna & Hogenberga „Civitates Orbis Terrarum”. Domena publiczna

Osiemdziesięcioletnia Sydonia von Borck, jako że wywodziła się ze szlacheckiego rodu, została ścięta toporem 19 sierpnia lub 28 września 1620 roku  na „kruczym kamieniu” przy Bramie Młyńskiej w Szczecinie. A ponieważ widziano w niej czarownicę, jej ciało spalono na stosie, a prochy rozrzucono na polach lub wrzucono do Odry.

Fragment książki: Siedem śmierci. Jak umierano w dawnych wiekach. Barbara Faron, Agnieszka Bukowczan-Rzeszut. Wydawnictwo Astra

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Literatura

Boras Z., Książęta Pomorza Zachodniego, Poznań 1996.

Frankiewicz B., Sydonia, http://www.marianowo.org/sydonia, Szczecin 2001.

Frankiewicz B., Sydonia, J.Szczecin 1986.

Kozłowski K., Podralski J. J., Gryfici. Książęta Pomorza Zachodniego, Szczecin 1985

Meinhold J.W., Sidonia von Bork, die Klosterhexe; Zweiter Band: Von der Vertreibung Sidonias vom herzoglich-pommerschen Hofe in Wolgast bis zu ihrer Aufnahme ins Kloster zu Marienfließ, Weber 1847.


Przypisy

[1]   Gryfici – jedna z najdłużej panujących w Europie dynastii książęcych, która wzięła nazwę od swojego godła – Gryfa Pomorskiego.

[2]   B. Frankiewicz, Sydonia, http://www.marianowo.org/sydonia, Szczecin 2001.