Marcin Luter – buntownik mimo woli

Marcin Luter, przybijając do drzwi kościelnych w Wittenberdze dziewięćdziesiąt pięć tez, chciał tylko wywołać dyskusję na temat reformy Kościoła i nie spodziewał się, że otworzy nowy rozdział w historii chrześcijaństwa.

Portret Marcina Lutra pędzla Lucasa Cranacha starszego. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Dojrzewanie do zmian

Marzeniem Marcina Lutra (1483–1546), późniejszego doktora prawa kanonicznego i teologii, a w końcu profesora, który ku niezadowoleniu rodziny w wieku dwudziestu dwóch lat porzucił studia prawnicze i wstąpił do augustianów, zakonu o bardzo surowej regule, było odbyć pielgrzymkę do Rzymu i zobaczyć papieża. Okazja ku temu nadarzyła się w 1510 roku, kiedy przełożeni w nagrodę za wzorową pracę na uniwersytecie w Wittenberdze, gdzie od około trzech lat wykładał filozofię moralną (miał m.in. prawo komentować Biblię), wysłali go w podróż do Wiecznego Miasta.

Marcin Luter, który do tej pory uważał papieża, kardynałów i biskupów za narzędzia Boga na ziemi oraz wierzył, że papież jest prowadzony przez Ducha Świętego i nie może błądzić, zobaczył w Rzymie coś, co zrodziło w jego umyśle wiele wątpliwości. Nie był to jednak tak gwałtowny wstrząs, jak można by wywnioskować na podstawie późniejszych przekazów, mówiących, że na widok zepsucia i bogactwa duchownych z otoczenia papieża doznał głębokiej przemiany wewnętrznej.

Jako „fanatyczny mnich i całkiem bezsensowny papista”, jak pisał o sobie w 1545 roku, nie potrafił z dnia na dzień odwrócić się od Kościoła. Wątpliwości narastały stopniowo i pomimo słów krytyki pod adresem purpuratów, do około 1517 roku stosunek Lutra względem papieża daleki był od buntu. Nie potępił papiestwa również w czasie podróży do Rzymu na przełomie 1510 i 1511 roku, chociaż rzeczywistość dalece odbiegała od jego idealistycznych wyobrażeń na temat życia w Świętym Mieście.

O Kościele pisał wtedy jako o „szanowanym przez Boga przed wszystkimi innymi”, a siebie określał mianem „świętego”, który z radością zwiedzał rzymskie świątynie, bezkrytycznie wierzył we wszystkie nauki Kościoła, odprawiał msze, modlił się i czynił inne dobre „dzieła”. W podobnym tonie wypowiadał się jeszcze w 1516 roku, wciąż przekonany o słuszności zwierzchniej władzy papieża, którego nie potrafi pokonać ani piekło, ani władza na ziemi, i w którego ręku są „wszystkie dzieła i zasługi Chrystusa i Kościoła”.

Przybijając swoich dziewięćdziesiąt pięć tez do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze, nie planował zatem wywoływać rewolucji i wypowiadać posłuszeństwa zwierzchnikom, a jedynie chciał sprowokować ich do dyskusji o potrzebie zreformowania Kościoła.

Konrad Koch, niemiecki humanista i teolog rzymskokatolicki. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Święty Gulden Szczerozłoty

Co takiego sprawiło, że w umyśle Lutra zrodziła się myśl o konieczności reformy, która z czasem miała wstrząsnąć Europą?

Marcin Luter – mnich idealista i pobożny katolik, który z ogromną powagą podchodził do przekazów zawartych w Piśmie Świętym – podczas wizyty w Rzymie zwrócił uwagę na wyraźne sprzeczności pomiędzy naukami wypływającymi z Biblii i głoszonymi przez Kościół a życiem wysoko postawionych duchownych.

Przede wszystkim raził go wszechobecny w Stolicy Apostolskiej kult pieniądza, za który można było kupić dosłownie wszystko, łącznie z odpuszczeniem grzechów i łaskami, którymi według Biblii mógł obdarować człowieka wyłącznie Bóg. Siedziba papieska bardziej przypominała targowisko niż święte miejsce, co dla mnicha idealisty, który dotąd nie wychylał nosa poza mury klasztoru i uniwersytetu, było dużym szokiem. Pełno tam było stołów, przy których pobierano opłaty od wiernych, a zamieszczone na nich napisy informowały, za jaką kwotę można uzyskać dyspensę na zawarcie małżeństwa, legitymizację nieślubnego potomstwa albo zwolnienie ze złożonych przysiąg. Innymi słowy, każdy, kto miał pieniądze, mógł kupić sobie spokój sumienia i… nadal grzeszyć.

Lutra raził nie tylko handel odpustami, który był w owych czasach powszechną praktyką, ale również zepsucie panujące na papieskim dworze oraz widok purpuratów pławiących się w zbytkach, tym bardziej że Chrystus głosił potrzebę ubóstwa, a Kościół od maluczkich wymagał pokory. W przeciwieństwie do Chrystusa, który w gniewie wypędził przekupniów ze świątyni, Luter nie zareagował wówczas świętym gniewem i nie zwątpił w znane od dzieciństwa prawdy wiary. Jako pobożny mnich nie zanegował również (przynajmniej nie od razu) słuszności postępowania Kościoła, ale to, co zobaczył w Rzymie, zrodziło w jego umyśle wiele wątpliwości, które stały się podłożem dla sformułowanych kilka lat później dziewięćdziesięciu pięciu tez.

Luter pali bullę papieską. Wikimedia Commons, domena publiczna.

W obronie prawd Ewangelii

Po powrocie do Niemiec Luter dał sobie czas na przemyślenia i skonfrontowanie tego, czego doświadczył w Rzymie, z oficjalnymi naukami Kościoła. W 1512 roku na uniwersytecie w Wittenberdze otrzymał tytuł doktora teologii, a wraz z nim prawo do komentowania Biblii (specjalizował się w Listach św. Pawła oraz Psalmach). Kiedy odbierał doktorat, złożył ślubowanie, że będzie „nauczał i ze wszystkich sił bronił prawd Ewangelii”.

Słowa dotrzymał i w swoich rozważaniach na temat grzechu oraz pokuty nie bał się krytykować błędów popełnianych przez dostojników kościelnych. Podczas wykładów na uniwersytecie potępiał ich chciwość, rozpustne życie, sprzedaż odpustów, kupczenie sakramentami itp.

Odpowiedzi na nurtujące go pytania i wątpliwości oraz wskazówek na temat właściwego postępowania szukał w Piśmie Świętym, a ponieważ nauczył się hebrajskiego i greki, żeby czytać je w oryginale, odkrył wiele błędów i nieścisłości w tłumaczeniu tekstu na łacinę. Przykładem może być greckie słowo metanoia przetłumaczone jako „pokuta”, które wcale nie oznaczało rekompensaty za popełnioną winę, ale skruchę i przemianę duchową, a co za tym idzie – zmianę postępowania.

Przemiany duchowej – jak podkreślał – nie można doznać poprzez wypełnienie pokuty nałożonej przez spowiednika. Nie można jej również nabyć za pieniądze, podobnie jak nie sposób kupić odpuszczenia grzechów. Odpust, kupowany za pieniądze, w przekonaniu Lutra, nie miał nic wspólnego z faktycznym odpuszczeniem win. Przemiany duchowej chrześcijanin mógł doznać wyłącznie samodzielnie, dzięki łasce Boga, i żadne pieniądze ani żaden duchowny, nawet papież, nie mogli mu w tym pomóc. Łaska bowiem jest darem otrzymywanym od Boga wyłącznie dzięki wierze.

Poglądy te nie podważały żadnego z dogmatów Kościoła, zatem Luter nie uważał się za heretyka, lecz za obrońcę prawdziwej wiary, opartej na Piśmie Świętym. Jednocześnie żywił nadzieję, że jego przemyślenia spotkają się ze zrozumieniem przywódców Kościoła, który zszedł na niewłaściwą drogę, i pomogą w jego odnowie. Niestety, powołując się wyłącznie na argumenty teologiczne, przyszły reformator nie przewidział, że uderzy w dwa inne filary – finanse i władzę, na których od wieków opierała się instytucja Kościoła. A to już nie spodobało się purpuratom przyzwyczajonym do zbytków, i podjęcie dialogu stało się niemożliwe.

W sferze teologicznej Luter nie godził się z głoszonymi przez ówczesnych kaznodziejów poglądami, że Chrystus występuje w roli surowego sędziego, ponieważ dzięki samodzielnym studiom nad Biblią doszedł do wniosku, że Zbawiciel jest uosobieniem dobra i wyrozumiałości. Jego wątpliwości na temat nauk Kościoła pogłębiły się, kiedy przestudiował pisma św. Augustyna, a przede wszystkim koncepcję predestynacji, według której Bóg jednych miał przeznaczać do zbawienia, a innych nie. Myśl ta wydała mu się niedorzeczna i, na podstawie Listu św. Pawła do Rzymian, uznał, że dla zbawienia ludzkiej duszy najważniejsza jest wiara w Boga. To nie przez uczynki, które dla doktryny katolickiej miały istotne znaczenie, lecz przez wiarę, łaskę Bożą i pokutę człowiek może osiągnąć zbawienie. Pokutę rozumianą oczywiście jako skruchę i przemianę duchową.

Z czasem, dzięki tym przemyśleniom, skrystalizowała się doktryna Lutra, której filarami były trzy elementy: wiara, łaska Boża i Chrystus – wzór ubóstwa i skromności. W jego oczach Kościół wymagał reformy, rozumianej nie jako rewolucja, ale powrót do źródeł, czyli prawd zawartych w Ewangelii.

Biblia Lutra. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Heretyk mimo woli

Kiedy jesienią 1517 roku Luter przybijał do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze swoich słynnych dziewięćdziesiąt pięć tez, nie spodziewał się, że wywoła taką burzę.

Swoje wystąpienie Luter rozpoczął od publicznej dyskusji na temat odpustów. W kazaniu wygłoszonym 31 października stwierdził, że odpust wcale nie prowadzi do żalu za grzechy, jeśli można go kupić za pieniądze. A kiedy zauważył, że elektor saski, Fryderyk Mądry, reprezentujący w Wittenberdze władzę świecką, nie potępia jego stanowiska, powtórzył swoje poglądy podczas kazania 24 listopada. Następnie spisał wszystkie zarzuty w formie dziewięćdziesięciu pięciu tez i zawiesił je na drzwiach kościoła zamkowego.

Sformułowane przez Lutra zarzuty dotyczyły przede wszystkim sprzedajności Kościoła, a szczególnie kupczenia odpustami, w czym widział nie tylko źródło bogacenia się duchownych, ale i przejaw braku miłosierdzia wobec ludzi ubogich. Opowiadał się m.in. za złagodzeniem rygorów pokuty nakładanych podczas spowiedzi, piętnował zwyczaj odprawiania mszy w pośpiechu i niedbale, krytykował rozpustę w kręgach duchowieństwa.

Niestety, znajomi z uniwersytetu, którzy prywatnie popierali Lutra, nie odważyli się zrobić tego oficjalnie. Uczeni z innych uniwersytetów również milczeli. Aby nie zostać posądzonym o herezję, Luter wysłał kopię dziewięćdziesięciu pięciu tez wraz z listem wyjaśniającym do biskupa Hieronima Schulza i arcybiskupa Brandenburgii, Albrechta. Obaj purpuraci nie kwapili się z odpowiedzią, licząc, że sprawa z czasem ucichnie.

W tej sytuacji zawiedziony i zniecierpliwiony Luter rozesłał egzemplarze swoich tez do przyjaciół, którzy wydali je i rozpowszechnili w Niemczech. Do pierwszej, burzliwej dyskusji na temat stu sześciu tez napisanych przez doktora Konrada Kocha w odpowiedzi na propozycje Lutra, doszło w lutym 1518 roku we Frankfurcie. Po tych pełnych emocji obradach stało się jasne, że Luter spotka się z zarzutami o herezję, chociaż Kościół wciąż zwlekał z przedstawieniem oficjalnego stanowiska.

Zarazem jednak do Wittenbergi docierały informacje korzystne dla Lutra, z których wynikało, że jego tezy spotkały się z zainteresowaniem uczonych spoza Niemiec. Wśród nich znalazł się między innymi Erazm z Rotterdamu, który wiosną 1518 roku wysłał ich kopię Tomaszowi Morusowi do Anglii, który stwierdził, że debata nad tezami Lutra może być wielce pożyteczna dla przyszłości Kościoła.

Marcin Luter podczas sejmu w Wormacji. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wreszcie, kiedy sprawa zaczęła obejmować coraz szersze kręgi, papież i ultrakatolicki cesarz Karol V musieli zająć stanowisko. Aby nie urazić elektora Fryderyka Mądrego, zgodzili się na przesłuchanie Lutra przed sądem kościelnym w Augsburgu w październiku tego samego roku. Do kompromisu jednak nie doszło i ostatecznie kardynał zażądał wydania Lutra w ręce papieża. Elektor odmówił i tak rozpoczął się wielki spór, który od tego momentu miał już nie tylko religijny, ale i polityczny charakter.

Z czasem Luter rozszerzył swoje zarzuty oraz zakwestionował władzę papieża i autorytet soborów, stwierdzając, że odtąd będzie kierował się nakazami zawartymi w Biblii. Kościół zareagował na to oburzeniem. Po wielu nakazach, aby odwołał swoje teorie, na sejmie wormackim w 1521 roku Luter został uznany za heretyka i skazany na banicję, a jego liczne pisma (był bardzo płodnym autorem) znalazły się na indeksie ksiąg zakazanych.

Zazwyczaj ogłoszenie takiego wyroku równało się ze śmiercią na stosie, jednak poparcie ludu i niemieckich książąt uchroniło Lutra przed poważniejszą karą. Musiał wprawdzie spędzić rok w ukryciu, ale machiny puszczonej przez niego w ruch nic już nie mogło zatrzymać.

Tak narodził się protestantyzm.