Władcy, święci i demony. Czy w średniowieczu naprawdę wierzono w smoki?

Smoki nie miały dobrej opinii w średniowiecznym świecie chrześcijańskim. Przypisywano im cechy diabelskie, a charakterystyki nie pozostawiały wątpliwości co do ich natury. Brytowie czy Sasi szli ponoć w bój z ową straszliwą bestią na proporcach, a legendarny król Artur nosił tytuł Pendragona, ale ludziom średniowiecza smok rzadko kojarzył się z monarszą potęgą, a częściej z siłami ciemności.

Legendarny Fafnir, uwieczniony w sagach wikingów. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Żyjący na przełomie XI i XII wieku mnich Fulko z Chartres pisał jednoznacznie: „Smoki charakteryzują się długimi, wstrętnymi pyskami, ostrymi zębami i ognistym językiem, uszy mają podobne do rogów, kark jest długi, a ciało jaszczurcze. Dwie nogi są podobne do orlich pazurów, a skrzydła mają jak nietoperze”. Łagodniej wypowiadał się o smokach Izydor z Sewilli w swoich spisanych kilka stuleci wcześniej Etymologiach. Pisał on o smoku jako „największym z węży”, pokrytym łuskami, żyjącym w jaskini. Nie ział on ogniem ani nie zatruwał jadem – zabijał poprzez duszenie swojej ofiary. Miał polować na słonie żyjące w „palącym słońcu Etiopii i Indii”. Z kolei żyjący w XII wieku Hugo de Folieto pisał już o „trującym oddechu” smoka, który unosi się w powietrzu dzięki „sile swojego jadu”, a sto lat po nim Bartholomaeus Anglicus dodawał już do tego opisu „zęby niczym ostrza” i ogromne zagrożenie, jakie smok stwarzał na morzu. Bestie te były więc straszliwe, zabójcze i niewątpliwie groźne dla ludzi.

Rycina ukazująca słonia w starciu ze smokiem. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Smok niejedno ma imię

Dzisiejsze wyobrażenie smoka, znane z powieści, filmów i seriali, pozwala sądzić, że smoki – gdyby kiedykolwiek istniały – byłyby pięknymi i potężnymi zwierzętami. To dalekie od prawdy, gdyż zanim w świecie Zachodu utrwaliło się wyobrażenie smoka jako czworonogiej, latającej bestii zionącej ogniem, miał on różne cechy w zależności od pochodzenia. Słowiański żmij, który strzegł wejścia do Nawii, pojawiał się czasem jako ptaka lub postać zbliżona do człowieka. Germański czy nordycki wurm zdecydowanie mają cechy węża, a legendarny Fafnir, o którym opowiadają sagi wikingów, urodził się jako człowiek. Z kolei  brytyjski wiwern ma parę błoniastych skrzydeł i – w zależności od tego, czy żyje na lądzie, czy w morzu – dwie zakończone szponami nogi lub rybi ogon. Jedne z najbardziej powszechnych wyobrażeń średniowiecza ukazują smoka w starciu ze słoniem, czającego się na ofiarę w gałęziach drzew lub skrywającego się przed panterą. Jeśli wierzyć Pliniuszowi Starszemu, smoki miały bowiem zwyczaj… spadać ludziom na głowy z drzew. Aby uchronić się przed zagrożeniem, ponoć w niektórych regionach Europy istniał zwyczaj, zgodnie z którym „młodzi chłopcy palili kości i rozmaite śmieci, by wywołać cuchnący dym przepędzający szkodliwe smoki, które o tej porze roku, podniecone upałami, spółkowały w powietrzu i zatruwały studnie i rzeki zrzucając tam swe nasienie”.

Święty Jerzy zabijający smoka. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Olofag spod Wawelu

Legenda o smoku wawelskim jest powszechnie znana w naszym kraju. Jej spisanie zawdzięczamy mistrzowi Wincentemu zwanemu Kadłubkiem, który opowiada o Kraku (z łacińska nazywa go Grakchem) – pierwszym polskiemu władcy i prawodawcy. Wątek smoka pojawia się w momencie, gdy o władzę ubiegają się jego synowie. Mistrz Wincenty pisze o „okropnym i okrutnym potworze, który zdaniem niektórych zwie się olofagiem” (nazwa ta ma wywodzić się z greki i oznacza potwora połykającego ofiary w całości), a który domaga się od mieszkańców regularnego dostarczania określonej ilości sztuk bydła. Gdyby ich zabrakło, pożarłby taką samą liczbę ludzi. Krak-Grakch nakazuje swoim synom rozprawienie się ze smokiem, co książęta czynią, wykorzystując sztuczkę ze skórami wypełnionymi siarką. Następnie młodszy syn zabija starszego, po czym powraca z wieścią, że brat zginął w walce. Gdy prawda wychodzi na jaw, tron po ojcu ostatecznie dziedziczy córka, Wanda. Na pamiątkę mądrego króla na „smoczej skale” (in scopulo olophagi) założone zostaje miasto nazwane Krakowem. W wersji Długosza Kraków powstaje wcześniej, a smok żyjący w jaskini na wzgórzu wawelskim, dopóki nie zostaje zabity przez samego Graka wspomnianym już sposobem, jest lokalnym utrapieniem. U późniejszych kronikarzy pojawia się dodatkowo wersja o śmierci smoka z przepicia po zjedzeniu siarki i rzekoma chronologia – wydarzenia datowane są na rok 700. Wątek szewca, który spreparował smokowi ognisty obiad, pojawia się dopiero w XVI w.

Czy średniowieczni mieszkańcy Krakowa naprawdę wierzyli, że pod Wawelem mieszkał smok? Ci, którzy powątpiewali w prawdziwość legendy, mogli zaufać świadectwom historycznym, jakie stanowiły znalezione w Smoczej Jamie szczątki. W kościach kopalnych upatrywano pozostałości po mitycznej bestii z podań. Już dwieście lat temu wyjaśniał to geolog Ludwik Zejszner: „Czy ta baśń jest prostym utworem fantazyi, zkądinąd przyniesioną, czy też usnutą została na jakiem zjawisku natury, trudno rozstrzygnąć. Może odkryto w niej kości ogromnych zwierząt przedpotopowych, a ludzie skorzy do tłumaczenia tego, co nie znają, przypisali je smokowi”. A historyk i etnograf Karol Potkański dodawał: „Nie potrzebuję się nad tem rozwodzić, że te jaskinie właśnie, w których może nawet […] znajdywano kości zwierząt, stały się powodem umiejscowienia już w pierwotnych czasach podania o smoku. […] Kości zwierząt, szczególniej przedpotopowych, dały powód tysiącznym opowieściom o olbrzymach, a także smokach”.

Rycerz walczący ze smokiem. Miniatura z tzw. Kodeksu św. Jerzego, z lat 1325–1330. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Smokobójcy i smokobójczynie

Czy średniowieczni chrześcijańscy władcy naprawdę martwili się, że ich zamki mogą zostać zaatakowane i spalone przez smoki? Niekoniecznie. Po pierwsze dlatego, że uznawano je powszechnie za zwierzęta egzotyczne, żyjące na drugim końcu świata. Wnuk Seneki Starszego, Lukan, który życiem przypłacił udział w spisku na życie cesarza Nerona, wywodził rodowód smoków od mitycznej Meduzy i podawał, że zamieszkują pustynię libijską. Kilkaset lat później Fulko pisał, że smoki można spotkać jedynie w gorącym klimacie – w Etiopii czy Indiach. I choć wielokrotnie zdobiły one średniowieczne manuskrypty, uchodziły tym samym bardziej za zagraniczną ciekawostkę niż realne zagrożenie, nawet demoniczne. W świecie Zachodu prędzej można było spotkać demona pod postacią psa, a Szatana szukano raczej u czarownic pod spódnicą niż na niebie. Co ciekawe, święci smokobójcy przybyli z… pogańskiego Wschodu.

Najsłynniejszy pogromca smoków, św. Jerzy, pojawia się w manuskryptach dopiero w XIII wieku i nie jest jedynym zabójcą demonicznej bestii. Poprzedza go spora grupa świętych zarówno Kościoła rzymskiego, jak i grekokatolickiego, wśród których pojawia się liczna reprezentacja pań. Przykładem może być św. Elżbieta, która zgodnie z legendą urodziła się w V w. w Tracji w pobożnej rodzinie. Osierocona w młodości, rozdała majątek ubogim i udała się do Konstantynopola, by wstąpić do klasztoru pod wezwaniem św. Jerzego, gdzie przeoryszą była jej ciotka. Prowadziła ascetyczne życie – nosiła bardzo skromne ubranie i chodziła boso, często pościła. Bóg za gorliwą wiarę nagrodził mniszkę mocą leczenia ran i wypędzania demonów. Po śmierci ciotki Elżbieta objęła funkcję przeoryszy. Wkrótce potem cesarz Leon I podarował klasztorowi włości na znak szacunku dla niej, ale nie miały one zbyt dużej wartości ze względu na swojego nietypowego lokatora. Ponoć zamieszkał w nich straszliwy i potężny smok, a nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się w te okolice. Elżbieta jednak nie bała się bestii – stawiła mu czoła boso, z krzyżem w rękach. Nakazała smokowi opuścić swoje leże, a gdy bestia wystąpiła jej na spotkanie – uczyniła znak krzyża, splunęła, chwyciła gada za łeb i rozdeptała. Konstantynopol był wolny, a ludzie odetchnęli z ulgą. Elżbieta do końca życia czyniła cuda i zmarła w aurze świętości.

Inną świętą smokobójczynią była żyjąca w IV w. Małgorzata Antiocheńska, męczennica z czasów prześladowań cesarza Dioklecjana. Po przyjęciu chrześcijaństwa odmówiła poślubienia rzymskiego namiestnika, za co spotkało ją więzienie, tortury i śmierć. To właśnie w niewoli ukazał się jej Szatan pod postacią smoka, który próbował ją pożreć. Nieustraszona Małgorzata wyrwała się z jego paszczy, zabijając bestię. Mimo to nie ocaliła życia – została ścięta przez Rzymian. Historia jej starcia ze smokiem trafiła jednak na podatny grunt – średniowieczne kobiety obrały ją sobie za patronkę w najtrudniejszym momencie swojego życia. Modlitwy zanoszone do świętej w trakcie porodu stały się powszechne w późnym średniowieczu. Zarówno w warstwach średnich, jak i wyższych wyobrażenia Małgorzaty Antiocheńskiej i fragmenty pergaminu z jej imieniem traktowano w czasie porodu jako amulet ochronny i umieszczano niedaleko łoża rodzącej. Dzięki średniowiecznym misteriom czy spisanej przez Jakuba de Voragine’a Złotej legendzie została patronką położnych i kobiet rodzących. Kilka stuleci później status ten odebrał Małgorzacie św. Ignacy Loyola, którego wielokrotnie ukazywano na obrazach, jak depcze smoka – symbol grzesznego życia, ale to już całkowicie inna historia…

Literatura

Plezia, Legenda o smoku wawelskim, „Rocznik Krakowski” 1971, t. 42, s. 21–33.

Zejszner, Podróże po Beskidach, czyli opisanie części gór karpackich, zawartych pomiędzy źródłami Wisły i Sanu, „Biblioteka Warszawska” 1848, t. 3, s. 98.

B. Taylor, Researches into the Early History of Mankind and Development of Civilisation, Boston 1878.

J. Czyżewski, Smoki, olbrzymy, zwierzęta przedpotopowe. O kościach kopalnych w Katedrze Krakowskiej, w: Dwa oblicza smoka, t. II, Kraków 2015, s. 47–66.

J. Frazer, Złota gałąź. Studia z magii i religii, tłum. H. Krzeczkowski, Vis-a-vis/Etiuda 2012.

Jakub De Voragine, Złota Legenda, Pax, Warszawa 1983.