PICQUIGNY 1475. PRAWDZIWY KONIEC WOJNY STULETNIEJ

Jest wtorek, deszczowe popołudnie 29 sierpnia 1475 roku, nieopodal miasteczka Picquigny nad Sommą w Pikardii. Po obu stronach rzeki stoją uzbrojone jak do bitwy wojska. Po jednej – kilkunastotysięczna armia króla Anglii Edwarda IV z rodu Yorków; po drugiej – zaledwie ośmiusetosobowy oddział króla Francji Ludwika XI Walezjusza. Przypadkowemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że za chwilę dojdzie do bitwy, i pytanie tylko, co na Boga skłoniło króla Francji do przyjęcia wyzwania przy tak niekorzystnym układzie sił. Ale nie – to nie bitwa, przez rzekę bowiem przerzucony jest most, a na nim stoi zagadkowa drewniana konstrukcja – rodzaj zadaszonej klatki lub altany ze skomplikowanym układem barier, przejść i krat1.

Miniatura ukazująca bitwę pod Castillon w 1453 roku. © Wikimedia Commons.

Za chwilę obaj królowie uzgodnią tam warunki traktatu, jak się później okazało, ostatecznie kończącego wojnę stuletnią, najdłuższy konflikt średniowiecznej Europy. Co ciekawe, stało się to po najkrótszej i najdziwaczniejszej kampanii, jaką kiedykolwiek król Anglii prowadził na kontynencie.

Niespokojne dwudziestolecie

Długo, bo ponad sto lat, trwały zmagania angielskie o koronę francuskich Kapetyngów. Obfitowały one w chwile triumfów i spektakularnych zwycięstw, ale i sromotnych porażek oraz długich okresów niemocy i bezczynności, w znacznej mierze spowodowanych problemami wewnętrznymi Anglii, kiedy to idea zjednoczenia obu królestw musiała być odkładana na inne czasy. Tak było między innymi za niespokojnego panowania Ryszarda II (1377–1399), tak też musiało nastąpić po roku 1453, kiedy po klęsce Johna Talbota pod Castillon i ostatecznej utracie Gujenny nastąpiła długa przerwa we wzajemnych zapasach obu królestw. Moment ten tradycyjnie uważany jest za koniec konfliktu. Nic bardziej mylącego. Anglikom pozostał jeszcze ostatni przyczółek we Francji – twierdza i port Calais, położony naprzeciwko Dover po drugiej stronie Kanału La Manche, skąd łatwo było dokonywać inwazji na kontynent. Czekano jedynie na dogodny moment. Lata te wypełniła krwawa i dramatyczna wojna Dwóch Róż tocząca się między rodami Lancasterów i Yorków o koronę Anglii, z której ostatecznie w roku 1471 zwycięsko wyszli ci ostatni.

Zdawałoby się, że nadszedł wówczas czas na wznowienie owej „gry o tron”.

Rozstawieni gracze

Sytuacja po drugiej stronie Kanału przedstawia się jednak już inaczej niż 60 lat wcześniej za Henryka V, w przededniu bitwy pod Azincourt.

We Francji od roku 1461 panował syn Karola VII Zwycięskiego, Ludwik XI. Był to monarcha zupełnie innego pokroju niż wszyscy ci, z którymi przyszło Anglikom walczyć – wódz dość przeciętny, ale zręczny strateg, polityk, dyplomata i intrygant, posiadający bardzo cenny dar dobierania sobie wybitnych współpracowników, doceniający też potęgę pieniądza i wprowadzający nowy, nowożytny już sposób zarządzania państwem, opierając swe rządy nie na arystokratycznych rodach, lecz na wykwalifikowanej kadrze urzędników królewskich, często wywodzących się z niższych warstw społecznych lub drobnej szlachty. Jednym z nich był Philippe de Commynes, którego Pamiętnikom zawdzięczamy w znacznej mierze naszą wiedzę o panowaniu Ludwika oraz jego następcy Karola VIII. Większą część rządów zajmował królowi Francji jednak konflikt z jego kuzynem, księciem Burgundii i władcą Niderlandów – Karolem Zuchwałym.

Ten był jego całkowitym zaprzeczeniem. To jeden z ostatnich władców Europy starego porządku, lepszy żołnierz niż wódz, choć przekonany o własnym geniuszu wojskowym, a przy tym posiadający naturę dumną i porywczą, żyjący mrzonkami o zbudowaniu nowego królestwa między Francją, Anglią a Niemcami. Planom tym, jak i następującym po nich działaniom, nie sprostał potencjał jego burgundzko-niderlandzkiego dziedzictwa.

Po drugiej stronie Kanału stanął Edward IV – król Anglii, doświadczony wódz z czasów wojny Dwóch Róż, który, jak sam chwalił się przed de Commynes’em, stoczył dziewięć wielkich bitew, z których przegrał tylko jedną2. Był to polityk średniego formatu, choć na usprawiedliwienie trzeba przyznać, że działał w warunkach niesłychanie trudnych.

Ludwik XI pędzla anonimowego artysty. © Wikimedia Commons.

Rok 1475 – gra się rozpoczyna…

Sytuacja polityczna w przededniu inwazji angielskiej wydaje się złożona. Od 10 już lat ciągnął się z przerwami konflikt między Francją a Burgundią o przynależność miast nad Sommą (Saint-Quentin, Amiens, Abbeville i innych), do których wysuwał roszczenia zarówno król Francji, jak i książę Burgundii. Do montowanej przeciw Ludwikowi koalicji, w której stałe miejsce oprócz Karola zajmował Franciszek II, książę Bretanii, zaproszono także króla Anglii, na którego książę Burgundii naciskał w kwestii przeprawy przez Kanał i wszczęcia wojny w celu odzyskania korony francuskiej. Taka burgundzko-angielsko-bretońska wspólna liga byłaby dla Ludwika XI śmiertelnym zagrożeniem. Lecz los sprzyjał królowi Francji. Franciszek II przyjął postawę wyczekującą. Dodatkowo sprawy skomplikował sam Karol Zuchwały, angażując niepotrzebnie siły i środki na długotrwałe i nieudane oblężenie miasta Neuss w Palatynacie Nadreńskim. A pora sposobna do kampanii już się kończyła. Czy w takim razie w ogóle miało dojść do wojny?

Parlament angielski udzielił w końcu dotacji, pozwalającej na wysłanie do Calais wielkiej armii inwazyjnej. Tak oto opisuje ją de Commynes:

Armia owa była największą, jaką kiedykolwiek przeprowadził [przez morze] król Anglii, cała składająca się z konnych, najlepiej okryta i najlepiej uzbrojona, jaka kiedykolwiek przybyła do Francji; a byli w niej wszyscy lub prawie wszyscy panowie Anglii. Było ich jakieś tysiąc pięciuset zbrojnych, dosiadających dobrych rumaków, w większości wyposażonych i okrytych bogato kaprakami na sposób stosowany po tej stronie [morza], z liczną świtą konnych. Było takoż jakieś piętnaście tysięcy łuczników zaopatrzonych w łuki i strzały, wszyscy konno, a liczni też byli w tym wojsku piechurzy oraz wielu innych, zajmujących się rozbijaniem namiotów i pawilonów, których mieli w wielkiej ilości, jako i oporządzaniem artylerii i wytyczaniem obozu3.

…i kończy

Edward IV wypowiedział wojnę Ludwikowi w połowie czerwca 1475 roku. Lecz oto herold przywożący wyzwanie, niejaki Jarretière, dyskretnie poradził królowi Francji rozpocząć negocjacje za pośrednictwem lordów Johna Howarda i Thomasa Stanleya, bliskich doradców króla Anglii. Nie wiadomo, czy postąpił tak, „przekonany” przez Ludwika, na polecenie króla Anglii czy za sprawą samych lordów? Czyżby jednak było to celowe działanie Edwarda?

Po przeprawie tego ostatniego z armią do Calais na przełomie czerwca i lipca armia angielska czekała na Burgundczyków. Zamiast armii jednak pojawił się tylko sam Karol ze swą świtą, roztaczający dalekosiężne plany kampanii, obejmujące także koronację Edwarda w Reims na króla Francji. Nic dziwnego, że Edward i jego otoczenie odnieśli się do tych wizji z nieufnością, zastanawiając się raczej, jak z twarzą i honorem wyplątać się z owej awantury. Próba zajęcia przez Anglików Saint-Quentin, pomimo zapewnień Karola o braku woli oporu ze strony dowodzącego twierdzą hrabiego Saint-Pol, zakończyła się ostrzelaniem ich z dział. Jak się później okazało, były to jedyne poważniejsze „zmagania” tej kampanii. Jeden z wziętych do niewoli Francuzów, Jakub de Grassay, wysłany do Ludwika, ponownie polecił łaskom króla Francji lordów Howarda i Stanleya. Ludwik zatem wysłał herolda do Edwarda z propozycją negocjacji. I tak oto doszło do rozpoczęcia układów, zakończonych zawarciem porozumienia, kończącego wojnę, i to pomimo wściekłego oporu księcia Burgundii, niewahającego się besztać króla Edwarda w jego własnym języku.

Warunki porozumienia w ujęciu de Commynesa były następujące:

Z obydwu stron zawarto ugodę i postanowiono przez tych, którzy krążyli tam i z powrotem, jako obaj królowie się spotkają i po tym, jak się powitają i zaprzysięgną ułożone traktaty, wtedy król Anglii powróci do swego kraju po otrzymaniu sumy siedemdziesięciu dwóch tysięcy skudów, a pozostawi jako zakładników pana de Howard i swego wielkiego koniuszego, pana Jana Cheyne’a, aż do chwili, kiedy przepłynie morze. Na boku zostało obiecanych szesnaście tysięcy skudów pensji najbliższym sługom króla Anglii: panu de Hastings – dwa tysiące skudów rocznie (ten nigdy nie chciał na nie wystawić pokwitowania); kanclerzowi – dwa tysiące skudów, panu de Howard, wielkiemu koniuszemu Saint-Léger, panu de Montgomery i innym – to, co pozostało; a rozdzielono takoż hojnie pieniądze i zastawę stołową sługom króla Edwarda4.

Portret Edwarda IV, króla Anglii. © Wikimedia Commons.

Ludwik, aby zrekompensować armii angielskiej trudy nudnej kampanii, postanowił zaprosić ją na bankiet w Amiens:

Król Anglii, w celu zawarcia pokoju, rozłożył się kwaterą pół mili od Amiens; [nasz] król zaś stał u bramy tak, aby mógł z daleka widzieć, jako tamci przybywają. Aby nie skłamać, to wydawało się, jakoby byli nowicjuszami w sztuce prowadzenia wojny w polu i cwałowali w dość wielkim nieporządku. Król [nasz] wysłał królowi Anglii trzysta wozów wypełnionych najlepszym winem, w jakie można się było zaopatrzyć, a wydawało się, jako tabor ten jest równy wielkością wojsku króla Anglii. A ponieważ trwał rozejm, liczni Anglicy udawali się do miasta, a okazywali się mało rozsądni i mało takoż okazywali szacunku swemu królowi. Wkraczali w pełnym uzbrojeniu i w licznych kompaniach; a gdyby nasz król zechciał okazać nielojalność, to nigdy tak wielkiej kompanii nie byłoby tak łacno zmusić do odwrotu; lecz nie myślał o niczym innym, jeno o tym, by ich dobrze zabawić i zawrzeć z nimi trwały pokój na resztę swych lat. Kazał umieścić przy wejściu do miasta dwa wielkie stoły, po jednym z każdej strony, nakryte wszelkimi znakomitymi mięsiwami, wywołującymi pragnienie, oraz innymi wszelkich gatunków, jako i najlepszymi winami, jakie można było wynaleźć, oraz ludzi do obsługi; o wodzie nie było mowy. Do tychże stołów kazał, by zasiadło do każdego po pięciu czy sześciu ludzi z dobrych domów, wielce grubych i tłustych, aby więcej się przypodobać tym, którzy mieliby chęć na picie: był pan de Craon, pan de Bricquebec, pan de Bressuire, pan de Villiers i inni. A jak tylko Anglicy zbliżali się do bramy, wtedy widzieli tę zastawę i pojawiali się ludzie, chwytający ich konie za uzdę, mówiąc, jako wystarczy przebiec krótki dystans i wiedli ich do stołu; a w drodze byli traktowani wedle swego statusu i z wielkim poważaniem; a byli z tego wielce radzi. Kiedy przebywali w mieście i w jakimkolwiek miejscu się znaleźli, za nic nie płacili; było tam dziewięć czy dziesięć tawern, dobrze zaopatrzonych we wszystko, co im jeno było potrzeba, gdzie szli pić i jeść, gdzie żądali, czego jeno chcieli i za nic nie płacili. A trwało to tak przez trzy czy cztery dni5.

I tak kilka dni później doszło do owego pamiętnego spotkania między królami na moście w Picquigny, gdzie zatwierdzono rozejm na dziewięć lat. Objął on swymi postanowieniami również sojuszników Edwarda – Franciszka II z Bretanii oraz Karola Zuchwałego. Ten ostatni jednak, uniesiony honorem, ogłosił, że rozejm z królem Francji zawrze sam dopiero trzy miesiące po opuszczeniu królestwa przez wojaków króla Edwarda6.

Głaz upamiętniający zawarcie traktatu w Picquigny w 1475 roku. © Wikimedia Commons, Markus3 (Marc ROUSSEL).

Koniec „gry o tron”

W ten dziwny, by nie rzec groteskowy, sposób dobiegła końca wojna stuletnia. Później już nigdy Anglia nie wznowiła swych roszczeń do korony francuskiej, choć Calais pozostało pod jej panowaniem aż do roku 1558, zaś samego tytułu „króla Francji” monarchowie angielscy, a później brytyjscy, używali aż do roku 1800.

A Edward IV? Kampania francuska była początkiem końca jego aktywnej polityki na kontynencie. Uzależnienie tego wiecznie potrzebującego pieniędzy monarchy, tak samo jak niemal całego jego otoczenia od pensji francuskiej, stało się brzemieniem, utrudniającym mu niezależność działania w regionie, w tym włączenie się do walki o burgundzkie dziedzictwo po śmierci Karola Zuchwałego na polu bitwy pod Nancy w 1477 roku. Podkopało to tym samym także jego własny autorytet, jak i całego rodu Yorków, co między innymi przyczyniło się do obalenia dynastii przez nieznanego prawie nikomu hrabiego Richmond, który dziesięć lat po traktacie w Picquigny objął tron Anglii jako Henryk VII Tudor.

Zamek w Picquigny, widok współczesny. © Wikimedia Commons.

Bibliografia

  • P. de Commynes, Mémoires (Livres IV-VI), éd., […] par J. Dufournet, Paris 2007.
  • P. M. Kendall, Ludwik XI. Europa w sieci pająka…, przekł. I. Szymańska, Warszawa 1976.
  • P. M. Kendall, Ryszard III, przekł. K. Jurasz-Dąbska, Warszawa 1980.
  • R. Szewczyk, Pamiętniki Filipa de Commynes jako źródło historyczne, Lublin 1948.

1 Był to sposób na uniknięcie próby zamachu; pamiętano bowiem o morderstwie księcia Burgundii Jana bez Trwogi na moście w Montereau w 1419 r.

2 P. de Commynes, Mémoires (Livres IV-VI), par J. Dufournet, Paris 2007, s. 100.

3 Tamże, s. 46–48. Ten i pozostałe cytaty pochodzą z nieopublikowanego jeszcze autorskiego przekładu Pamiętników P. de Commynesa.

4 Tamże, s. 78.

5 Tamże, s. 80–82.

6 Tamże, s. 80. Por. komentarz: P. M. Kendall, Ludwik XI. Europa w sieci pająka…, przekł. I. Szymańska, Warszawa 1976, s. 285.