„Braveheart”, czyli Australijczyk, Hollywood i sprawa szkocka

Hollywood rządzi się swoimi prawami, a kino historyczne schodzące z taśm fabryki snów tym bardziej. Gdy w 1995 roku na ekranach kin zagościła superprodukcja w reżyserii Australijczyka, Mela Gibsona, „Braveheart. Waleczne serce”, zdobyła 5 statuetek Oscara z 10 nominacji, a ponad dekadę później drugie miejsce w rankingu „The Timesa” dziesięciu najbardziej historycznie nieadekwatnych filmów w historii kina.

Mel Gibson podczas realizacji filmu "Braveheart", 1995 rok. © Wikimedia Commons, Scott Neeson.
Mel Gibson podczas realizacji filmu “Braveheart”, 1995 rok. © Wikimedia Commons, Scott Neeson.

Oglądany po latach „Braveheart” odrobinę trąci myszką. Jeśli komuś zatarło się już wspomnienie hitu połowy lat 90., wystarczy, by spojrzał na trailer. Z pewnością stylistycznie i narracyjnie przypomni mu o kilka lat wcześniejszego „Robin Hooda. Księcia złodziei”. Szkocki bohater narodowy, William Wallace, jest bowiem podobnie portretowany– człowiek walczący o niezależność dla biednych, udręczonych.

Prześledzenie historycznych nieścisłości pozwala z jednej strony poznać prawdziwą historię szkockiego powstania, z drugiej natomiast zrozumieć filozofię, jaka rządzi tego typu hollywoodzkimi produkcjami. W swoim gatunku „Braveheart” był bowiem filmem dobrym, wizualnie dobrze sfilmowanym, z odpowiednim tempem. Robert Ebert, legenda amerykańskiej krytyki filmowej, napisał po premierze, że film Gibsona jest „epickim kinem akcji zrealizowanym w duchu klasycznego hollywoodzkiego kina szpady i miecza oraz z brutalną dzikością godną „Mad Maxa” (to dzięki temu australijskiemu hitowi lat 80. Mel Gibson stał się gwiazdą).

Proces Williama Wallace'a w Westminsterze. © Wikimedia Commons.
Proces Williama Wallace’a w Westminsterze. © Wikimedia Commons.

Hollywoodzki spektakl

Film „Braveheart” został zrealizowany wedle zasad historycznego widowiska – wizualnie spektakularny, z pięknymi krajobrazami, filmowanymi oczywiście w szerokich planach, do tego kilka bitew, na czele ze słynną walką pod Stirling, w końcu, a może przede wszystkim, z wątkiem romansowym. I tutaj wielu dziennikarzy i znawców historii zarzucało Gibsonowi i jego scenarzyście, Randallowi Wallace’owi, największe odstępstwo od historycznych faktów.

W filmie bowiem Wallace wszczyna powstanie po brutalnej śmierci swojej ukochanej żony. Gdy staje do walki z królem Anglii, Edwardem I, ten postanawia wysłać do negocjacji swoją synową, piękną francuską księżniczkę Izabelę. Edward liczył, iż Wallace zabije kobietę, co zmusi do zaangażowania się w walkę dwór francuski. Tymczasem Izabela zakochuje się z wzajemnością w szkockim bohaterze. Zostają kochankami, a ze związku rodzi się syn, który zasiądzie potem na tronie jako Edward III.

Śliczna Sophie Marceau i uchodzący wówczas za jednego z najprzystojniejszych gwiazd w Hollywood, Mel Gibson, z pewnością stanowili ładną parę na ekranie, lecz z historycznymi faktami ich związek miał mało wspólnego. Poczynając od wieku, ponieważ Izabela w tym czasie miała tak naprawdę 3 latka i za syna Edwarda I wyjdzie za mąż dopiero jako 12-latka, w 1308 roku – rok po śmierci króla i trzy lata po egzekucji Wallace’a.

Wallace Monument – wieża upamietniająca narodowego bohatera Szkocji, na wzgórzu Abbey Craig, nieopodal Stirling. © Wikimedia Commons, Finlay McWalter.
Wallace Monument – wieża upamietniająca narodowego bohatera Szkocji, na wzgórzu Abbey Craig, nieopodal Stirling. © Wikimedia Commons, Finlay McWalter.

Czarny i dobry charakter?

Hollywoodzkie kino w ogóle, a to historyczne tym bardziej, lubi upraszczać rzeczywistość. Ostateczny produkt ma być bowiem miłą dla oka rozrywką. Oczywiście jest to pewne uproszczenie i z pewnością można byłoby w tym miejscu podać kilka chwalebnych wyjątków. Warto jednak pamiętać, że kino rozrywkowe samo w sobie lubi proste dychotomie. Dobro versus zło leży u jego podstaw od zarania.

Na owej zasadzie budowana jest narracyjna struktura „Braveheart”. Król Edward I Długonogi, syn Henryka III i Eleonory, z pewnością nie odznaczał się łagodnym charakterem i był sprawnym władcą. Przeprowadził wiele reform, by usprawnić działalność państwa. Był pierwszym królem, który używał wyłącznie języka angielskiego i chciał wyplenić francuski z dworu. To właściwie za jego czasów zaczęła się kształtować tożsamość narodowa Anglii. Wraz z Eleonorą, córką króla Kastylii, stanowili udane małżeństwo, które doczekało się 17 dzieci.

Tymczasem w filmie Gibsona grubą kreską zarysowano opozycję między dwoma bohaterami. Król Edward jest władcą brutalnym, zaślepionym rządzą opanowania Szkocji, którą okupuje już, gdy Wallace jest dzieckiem. To oczywiście nie jest zgodne z prawdą historyczną, bo król Szkocji i jego dwóch synów jeszcze żyło w latach 80. XIII wieku i władało krajem. Edward zażądał tronu dopiero w 1296 roku.

Po drugiej stronie barykady staje William Wallace, który w dzieciństwie ma być świadkiem śmierci swoich braci i ojca, którzy giną z rąk angielskich żołnierzy. Ucieka do Europy i tam dorasta. Gdy wraca do Szkocji, kraj cierpi z powodu okrutnych angielskich rządów. Kroplę goryczy w sercu młodego Wallace’a przelewa mord dokonany na jego młodej, brzemiennej żonie przez angielskich żołnierzy. Wallace staje na czele powstania, jako człowiek z ludu, biedny chłop, który walczy z możnymi.

Freedom – pomnik wzniesiony w hołdzie Williamowi Wallace'owi i jego walce o wolność. © Wikimedia Commons, Rudolph Botha.
Freedom – pomnik wzniesiony w hołdzie Williamowi Wallace’owi i jego walce o wolność. © Wikimedia Commons, Rudolph Botha.

Biedni Szkoci i możni Anglicy

Amerykańskie kino kocha biednych bohaterów z ludu, walczących o swoje prawa i zwyciężających bogatszych. Tymczasem Wallace był tak naprawdę synem możnego właściciela ziemskiego i rycerzem. W „Braveheart” jednak dychotomia między bogatymi Anglikami a biednymi Szkotami jest konsekwentnie przeprowadzona w całym filmie, także w warstwie wizualnej. Londyn przedstawiany jest jako murowana stolica, a Edynburg drewniany fort, choć w tym czasie oba miasta niewiele się od siebie różniły. Anglicy noszą wysublimowane stroje, Szkoci z pomalowanymi na niebiesko twarzami chodzą w skórach i w szkockich kiltach, które tak naprawdę zaczęto nosić… trzy wieki później.

Zderzenie dwóch odrębnych światów podkreśla całą dramaturgię, a wyraziste wizualne opozycje stanowią nieodłączny element owego uproszczenia, jakim często posługuje się kino rozrywkowe. Z czym bowiem kojarzy przeciętny widz Szkocję? I czy rozróżni szkockie tzw. Zachodnie Highlands od Centralnych, bo owo wymieszanie miejsc akcji również zarzucano filmowi?

Dzięki operowaniu takimi rozwiązaniami „Braveheart” mógł wpasować się w specyficzne ramy hollywoodzkiego kina historycznego. Otrzymujemy bowiem narrację, którą w tej lub innej wersji zdążyliśmy już oswoić przy okazji wcześniejszych filmów. Sama opowieść konstruowana jest z wizualnych elementów, które łatwo kojarzymy, co pozwala nam osadzić ją w określonej przestrzeni (jak choćby owe feralne kilty).

Podstawą sukcesu ma być mieszanka akcji i romansu, wraz z finałowym happy endem. Ten z kolei może oznaczać oddanie sprawiedliwości bohaterowi. Wallace ginie w czasie brutalnej egzekucji, lecz jego dzieło jest kontynuowane, swoją niezłomną postawą wzbudził bowiem w ludziach wolę walki. Jego przeciwnika również dosięga śmierć, umiera w tym czasie samotnie w swoim łóżku. A w rzeczywistości król Edward zmarł kilka lat później na jednej z wypraw.

Swój scenariusz Randall Wallace oparł luźno na poemacie „The Wallace” napisanym w XV wieku przez tajemniczego poetę, Ślepego Harry’ego. „Braveheart” do pewnego stopnia jest takim filmowym odpowiednikiem literackich poematów o bohaterach z przeszłości. Może mało treściwym pod kątem historycznym, lecz wywołującym emocje. Za kinem historycznym i jego podejściem do faktów kryje się bowiem określona ideologia, wypływająca z aktualnej sytuacji społecznej i politycznej, a to już z kolei inna historia…