Silniejsze od królów, waleczniejsze od rycerzy. Jakie były kobiety z epoki krucjat?

Tradycja pielgrzymowania była w świecie chrześcijańskim niezależna od wieku, statusu czy płci. Kobiety z Zachodu odbywały pielgrzymki do Jerozolimy jeszcze w czasach późnego antyku – czy to się podobało mężczyznom czy nie. Wielu kręciło nosem na takie obyczaje, podobnie jak na silne kobiece rządy na Wschodzie.

Barwna miniatura ukazująca kobiety w trakcie krucjat. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jeden z historyków pisał: „Kobiety znosiły ogromne trudy w trakcie zwyczajnej pielgrzymki do Ziemi Świętej i nie mogły oczekiwać lepszego traktowania w czasie krucjat. A jednak decydowały się pielgrzymować”. Docierających do Jerozolimy niewiast było tak wiele, że trzeba było dla nich zbudować osobne dormitorium niedaleko głównego szpitala dla pielgrzymów. W poemacie Chanson d’Antioche, który uważa się za relację naocznego świadka wydarzeń, czytamy, że wiele kobiet wzięło krzyż, a wolno urodzone dziewice pielgrzymowały ze swymi ojcami. Księżniczka bizantyjska Anna Komnena opisała w latach czterdziestych XII wieku krucjatę ludową, z której zapamiętała prawdziwe mrowie pielgrzymów, które liczebnością przewyższało jej zdaniem piasek na plaży czy gwiazdy na niebie. Wszyscy mieli nieść palmy i krzyże na ramionach. Były wśród nich kobiety i dzieci.

Zdobycie Jerozolimy przez krzyżowców w 1099 roku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Święta czy szalona?

Zachowały się dwie bardzo ciekawe historie na temat średniowiecznych pątniczek. Pierwszą jest Księga Margery Kempe, która jednak nie została spisana przez nią samą, gdyż bohaterka była niepiśmienna. Margery była córką kupca z miasta King’s Lynn w hrabstwie Norfolk. Wyszła za mąż i urodziła szesnaścioro dzieci. Wydaje się, że jej biografia niczym nie różni się od życiorysów innych kobiet jej stanu i czasów, lecz to tylko pozory. Margery uważała się za wizjonerkę odbywającą regularne rozmowy z Jezusem i Maryją. Jednak z powodu dość zuchwałego zachowania, biorącego się z przekonania o swej wyjątkowości, wiele osób z jej otoczenia traktowało ją raczej jak psychicznie chorą niż żyjącą świętą. Próbowała namówić męża do wstrzemięźliwości seksualnej oraz rezygnacji z mięsa i alkoholu. W późniejszych latach podyktowała dwóm duchownym skrybom książkę na temat swojej duchowej drogi i wizji. Udała się także na pielgrzymkę do Rzymu i Jerozolimy w latach 1413–1415 i jako jedyna średniowieczna kobieta zachowała dla potomnych swoje obserwacje z podróży. Została uznana za świętą przez Kościół Anglii oraz Kościół Episkopalny w Stanach Zjednoczonych.

Drugą relacją jest dziennik dominikańskiego kaznodziei i reformatora, Feliksa Fabriego, który ze swojego rodzinnego Ulm udał się na pielgrzymkę do Jerozolimy dwukrotnie na początku lat osiemdziesiątych XV wieku. Fabri był człowiekiem otwartym, chętnym do rozmowy, a przy tym uważnym obserwatorem innych pielgrzymów i zamorskich kultur. Jego książka – Evagatorium in Terrae Sanctae, Arabiae et Egypti Peregrinationem – jest prawdziwą kopalnią wiedzy o pielgrzymkach do Jerozolimy. Fabri opisał obecność kobiet podczas każdej ze swoich pielgrzymek, obszernie komentował ich zachowanie i relacje z innymi pątnikami.

Święta Eugenia, mniszka i męczennica. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Baba w bój, rycerzom lżej

Anonimowy autor Gesta Francorum donosił, że w bitwie pod Doryleum w 1097 roku kobiety niosły walczącym pomoc, zachęcając do boju i przynosząc wodę. Znajdujemy na ten temat relację także w Chanson d’Antioche, której autor pisze, że „Damy i dziewice, liczne wśród szeregów […] niosły wodę spragnionym rycerzom w garncach, misach i złotych pucharach”. Podobnie zachowały się kobiety w trakcie zdobycia Jerozolimy w 1099 roku, a według słów Wilhelma z Tyru niektóre nawet chwytały za broń: „Cztery tysiące ludzi niskiego pochodzenia i stanów, zarówno mężowie, jak i niewiasty, polegli w boju”. Kronikarz opisuje także wspomniane zaangażowanie pań w bitwie o Jerozolimę w 1099 roku: „Nie było w tym tłumie ani jednej duszy, czy to starej, czy chorej, ani nawet młodej, która by ochoczo i pobożnie bitwy nie wyczekiwała. Nawet niewiasty, za nic mając swą płeć i przyrodzoną słabość, ośmieliły się chwycić za broń i walczyć mężnie ponad siły”. Do tej relacji przyłącza się arabski kronikarz Imad ad-Din, który twierdzi, że „były zaprawdę niewiasty, które w bój jechały w kirysach i hełmach, w męski strój odziane”, a w walce „niczym mężni wojownicy stawały, będąc li tylko płochymi niewiastami”.

Wcale nie dziwi relacja o paniach przywdziewających męską odzież czy zbroję, bo znajdujemy o tym wzmianki w wielu relacjach, m.in. w kronice Bernolda z Konstancji czy Annałach z Disibodenbergu. W tej ostatniej, prócz pochwał dla siły ducha i wiary krzyżowców, znajdujemy wzmiankę o kobietach „wyruszających w męskim stroju i maszerujących pod bronią”. Możliwe, że tak przygotowanym niewiastom chodziło raczej o ochronę niż samą walkę lub o demonstrację tego, że chciały być postrzegane jako „prawdziwi” pielgrzymi, wzorem uznawanej za świętą Hildegundy, którą ojciec w drodze na krucjatę przebrał za rycerza i której sekret wydał się dopiero po jej śmierci. I choć za takie występki groziła w czasach pierwszej krucjaty anatema, wiele głęboko religijnych kobiet – na wzór m.in. św. Eugenii, która przed wiekami założyła męskie szaty, by wieść żywot mnicha – uciekało się do nich, aby uniknąć prześladowań czy wieść zakonne życie, choćby… wśród templariuszy. Jak czytamy w Tragedii templariuszy Michaela Haaga, pierwotnie reguła tego zakonu dopuszczała obecność pań w ich szeregach.

Koronacja Baldwina III. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Mąż na wojnie, kobieta na stanowisku

Kobiety wysoko urodzone, których mężowie czy najbliżsi męscy krewni wyprawiali się do Ziemi Świętej, mogły znaleźć się w dwojakiej sytuacji. Albo wybierały się wraz z nimi, albo pozostawały w domu, by mogły doglądać rodzinnych interesów. Wiele z nich musiało przejąć mężowskie obowiązki i zyskiwało przez to ogromną władzę. Przykładem może być hrabina Adela z Normandii, córka Wilhelma Zdobywcy, której mąż był jednym z przywódców pierwszej krucjaty. Nie wyruszyła wraz z nim, doglądała spraw męża, godząc rządy nad potężnymi hrabstwami z wychowaniem dzieci na „obrońców Kościoła Świętego”. Zachowały się bardzo intymne listy Stefana do Adeli, uznawane za jedne z najpiękniejszych w epoce. Regularnie pisał do niej, informując o wydarzeniach w Ziemi Świętej: „Sprawy, które opisuję Tobie, najdroższa, są li tylko wyjątkiem ze wszystkich wydarzeń. Jestem niezdolny wyrazić to, co drogie memu sercu, toteż zdrowia Ci życzę, powodzenia w opiece nad Twymi włościami, honorowego traktowania dzieci i wasalów. Albowiem zobaczysz mnie z pewnością tak szybko, jak uda mi się przybyć. Bywaj”. Gdy Stefan splamił się wraz z innymi nocną ucieczką z oblężonej Antiochii, żona zachęcała go, by zmył hańbę uczestnictwem w nowej krucjacie: „Dobądź odwagi, z którejś słynął za młodu, i chwyć za broń w szlachetnej sprawie dla zbawienia tysięcy dusz”.

Pań, które mniej lub bardziej z własnej woli odbywały podróż do Ziemi Świętej, było bardzo wiele. Przykładowo Ida, wdowa po margrabim Austrii, jedna z najpiękniejszych kobiet swoich czasów, mając już lata młodości za sobą, szukała pobożnej rozrywki w krucjacie, na którą pojechała z własną armią. Rajmund z Tuluzy zabrał ze sobą na krucjatę trzecią żonę, Elwirę, nieślubną córkę króla Kastylii Alfonsa VI. Baldwin z Bolonii, późniejszy hrabia Edessy, także nie obył się bez żony – pięknej Godehildy z Tosny, a kuzynka tej ostatniej, Emma z Hereford, przybyła wraz z mężem Ralfem z Gael. Boemund zabrał ze sobą siostrę, którą odpowiednio wydał za mąż. Te przykłady można mnożyć, lecz łączy je jedno: kobiety te nie odegrały większej roli, lecz jedynie towarzyszyły mężom i krewnym, a w przypadku gdy ci polegli w walce, ich położenie było zwykle bardzo skomplikowane. Dopiero kolejne pokolenie kobiet z Outremer zyskało władzę, a wraz z nią możliwość decydowania o sobie w takich sytuacjach.

Koronacja Fulka i Melisandy.
Koronacja Fulka i Melisandy. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Królowe i kobiety fatalne

Pierwszym Liście do Tymoteusza św. Paweł wyraźnie określił, jaki powinien być średniowieczny ideał kobiety. Ceniono skromność i pobożność, posłuszeństwo wobec męża i uświęcenie poprzez macierzyństwo. W wiekach późniejszych narodził się kult miłości dworskiej, lecz kobieta ze względu na swoją grzeszną naturę wciąż budziła święty gniew u duchownych. A już kobieta silna, niezależna i władcza musiała ściągnąć na siebie gromy. Wilhelm z Tyru odnalazł żywy obraz kobiety pysznej i grzesznej, istnej femme fatale, w osobie matki Sybilli Jerozolimskiej i Baldwina IV – Agnieszki z Courtenay, nie mogąc znieść jej niezależności, wpływów na dworze i silnej pozycji. Gdy w 1177 roku Balian poślubił królową jerozolimską Marię Komnenę, wdowę po królu Amalryku I, Agnieszka urosła w siłę. Wilhelm opisywał ją jako kobietę podłą w oczach Boga, nieznośną i niegodziwą, a wszelkie konflikty na dworze przypisywał jej intrygom. Dlaczego kronikarz tak znienawidził matkę króla? Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze, sprzyjała templariuszom, a Wilhelm darzył ich wyjątkową antypatią. Po drugie, doprowadziła do wyboru na patriarchę Jerozolimy w 1180 roku Herakliusza, ponoć swojego kochanka. Tego było już dla arcybiskupa Tyru za wiele. I choć nie sposób zamaskować jego niechęci, to faktycznie Agnieszka nieco wpisuje się w archetyp kobiety fatalnej. Jej pierwszy mąż zginął w bitwie, gdy miała ledwie kilkanaście lat, a drugi oddalił ją ponoć z powodu złego prowadzenia się. Trąd syna, przyszłego „Trędowatego Króla”, miał być skutkiem zbyt bliskiego pokrewieństwa Agnieszki i Amalryka – uważano tę chorobę za karę boską za grzech rodziców. A kolejne małżeństwa? Trzeci mąż zmarł kilka lat po ślubie, a ostatni także unieważnił ich związek z powodu pokrewieństwa. Agnieszka wyjątkowo nie miała szczęścia do mężczyzn.

Potężne kobiety z wielkich rodów nie wahały się tak kierować swoimi losami, aby zapewnić sobie jak najlepszą przyszłość. Na przykład wdowa pod Rogerze z Sycylii, hrabina Adelajda, zanim wyszła za króla Jerozolimy Baldwina I, targowała się bez skrupułów o jak najlepszą umowę małżeńską. Wiedziała doskonale, że Baldwin chce ją poślubić dla majątku, więc zażądała, aby ich ewentualne potomstwo zyskało prawo do korony, a jeśli się go nie doczekają, aby na tronie zasiadł jej syn z pierwszego małżeństwa. I choć jej ambicje się nie ziściły, to swoje bez skrępowania realizowała córka kolejnego władcy Jerozolimy.

Fragment miniatury z wizerunkiem Hodierny. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Matka nie dopuszcza syna do tronu

Słynna Melisanda, rządząca przed ponad dwie dekady, została już przez swojego ojca wyznaczona na następczynię tronu, a dokumenty podpisywała filia regis et regni Hierosolimitani haeres (córka króla i następczyni tronu Jerozolimy). Aby zapewnić córce wsparcie, ojciec wydał ją za słynnego krzyżowca, księcia Fulka Andegaweńskiego, a po narodzinach ich syna rok po ślubie wzmocnił jej pozycję, ogłaszając strażniczką syna. Po wspólnym objęciu tronu kilka lat zajęło Fulkowi pogodzenie się z faktem, że żona będzie z nim współrządzić. Para królewska kłóciła się, a Fulko oskarżył nawet żonę o romans. Zgodę między małżonkami przypieczętował drugi syn, Amalryk, a Wilhelm z Tyru pisał, że król nie uczynił już potem żadnego kroku bez rady i pomocy żony. Nie nacieszył się jednak długo małżeńskim szczęściem, bo zginął na polowaniu w 1143 roku, pozostawiając królową szczerze nieutuloną w żalu.

Królowa Jerozolimy ma na koncie liczne decyzje świadczące o jej władzy i wpływach, a także o tym, że potrafiła rządzić sprawnie i mądrze. Najwyraźniej wzięła sobie do serca rady samego Bernarda z Clairvaux, który pisał do niej: „Musisz rękę do wielkich rzeczy przykładać i choć jesteś niewiastą, to czyń wszystko jak mąż, w duchu rozwagi i siły. Rządy swe musisz sprawować rozsądnie i dyskretnie, aby wszyscy po czynach mogli oceniać cię jako króla, nie jako królową”. Melisanda jako regentka tak dobrze czuła się na tronie, że nawet synowi nie chciała oddać władzy – Baldwin rozpoczął rządy dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat. Miała ku temu ważny powód. Po śmierci ojca trzynastoletni Baldwin został – jak podaje Wilhelm z Tyru – „namaszczony, wyświęcony i koronowany wraz z królową w bazylice Grobu Świętego”. Namaszczenie było niezwykle ważną ceremonią, która oznaczała, że władca panuje z woli Bożej, więc Melisanda czuła się pełnoprawną królową i nie miała powodu z tego rezygnować. Ostatecznie pogodziła się z synem, a także doczekała ożenku młodszego syna, Amalryka, z niesławną Agnieszką z Courtenay. Pod koniec życia chorą władczynią opiekowała się m.in. jej siostra Hodierna, hrabina Trypolisu, która wraz z kolejną królewską siostrą Alicją także zapisała się na kartach historii.

Karta z Psałterza Melisandy, królowej Jerozolimy. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Muza trubadurów i hrabina-lwica

Jedna z młodszych sióstr królowej, Hodierna, urodziła się około 1115 roku. Została wydana za hrabiego Trypolisu Rajmunda II, któremu urodziła syna oraz córkę, nazwaną na cześć siostry Melisandą i zaręczoną przez krótki czas z cesarzem bizantyjskim Manuelem Komnenem. Mąż był o nią przesadnie zazdrosny, choć zupełnie bez powodu. Wilhelm z Tyru pisał, że ciesząca się powodzeniem wśród wielu adoratorów hrabina pozostawała z mężem w relacji „wzajemnej nienawiści narodzonej z małżeńskiej zazdrości”. Krążyły plotki, że jej ukochana córka, Melisanda, była dzieckiem nieślubnym, a królowa nie szczędziła kochankom względów. Zgodnie z XIII-wieczną tradycją, sława o urodzie Hodierny wykraczała daleko poza granice jej ziem, a trubadurzy poświęcali jej pieśni i pisali dla niej wiersze. Nawet pielgrzymi powracający z Ziemi Świętej mieli rozpowiadać o jej urodzie. Jednak hrabina słynęła nie tylko z urody. Już w 1138 roku pojawiła się na dworze w Jerozolimie bez Rajmunda, chcąc w ten sposób zademonstrować niezależność i polityczną władzę. Nie chciała być jedynie żoną swojego męża i matką jego dziedziców, lecz kobietą z rodu królewskiego, która ma prawo udzielać się w polityce. Źródła historyczne najchętniej podkreślają, że po śmierci męża w 1152 roku wyjechała na dwór królewski, by zaopiekować się schorowaną Melisandą, pomijając z kolei to, że panowała w swoim hrabstwie jako regentka.

Także trzecia z sióstr, Alicja, wydana za księcia Antiochii Boemunda II, nie była zwyczajną postacią. Walczyła zaciekle w obronie swoich praw, stając na czele powstania, gdy jej szwagier, król Fulko, próbował narzucić Antiochii swoją regencję. I choć nie otrzymała wystarczającego wsparcia od mizoginicznie nastawionych nobilów, a Wilhelm z Tyru skrytykował jej niemoralność, pychę i niegodne kobiety ambicje, z pewnością zapisała się w historii jako nietuzinkowa osobowość.

Grobowiec Zumurrud Khatun w Bagdadzie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wojownicza królowa Damaszku

Nie tylko chrześcijański Wschód miał swoje władczynie i heroiny. Warto wspomnieć, że gdy Melisanda sprawowała władzę nad Jerozolimą, a jej siostry nad Antiochią i Trypolisem, w Damaszku współrządziła wówczas słynna Zumurrud Khatun Bint Jauli. Ta niezwykła kobieta była córką króla i siostrą króla, żoną dwóch królów i matką kolejnych dwóch, a także królewską babką. Oprócz zwycięskich kampanii przeciw państwom krzyżowym Zumurrud toczyła także wojnę ze słynnym Zankim, którego ostatecznie poślubiła w roku 1138, a po przeprowadzce do Aleppo wycofała się z polityki. Jej męża uratował od śmierci w trakcie jednej z kampanii ojciec Saladyna. Pod koniec życia wielka władczyni przeniosła się do Medyny. Nie miała wówczas żadnych bogactw, ale nigdy nie prosiła o jałmużnę. Utrzymywała się ze sprzątania, pościła i modliła się. Nikt nie znał jej prawdziwej tożsamości, a mieszkańcy miasta dopiero po jej śmierci w roku 1161 dowiedzieli się, że wśród nich mieszkała królowa.