Seryjny morderca w szeregach Joanny dʼArc

Gilles de Rais na XIX-wiecznym obrazie pędzla Ferona. © Wikimedia Commons.
Gilles de Rais na XIX-wiecznym obrazie pędzla Ferona. © Wikimedia Commons.

Zaprzedał duszę diabłu, fascynował się złem, był nekrofilem i sodomitą oraz zgwałcił i w okrutny sposób zamordował dziesiątki dzieci. Głównie chłopców, choć zadowalał się także dziewczynkami, jeśli słudzy nie potrafili znaleźć dzieci płci męskiej. A wszystko to z powodu szoku po śmierci Joanny dʼArc, którą ponoć darzył miłością.

Dwa procesy

W XV stuleciu Francją wstrząsnęły dwa słynne procesy. Pierwszy miał dowieść herezji Joanny dʼArc, a drugi rozstrzygnąć o winie jednego z jej dowódców, Gillesa de Rais. O ile ten wcześniejszy został wytoczony z inspiracji Anglików i miał na celu zdyskredytowanie proroctw niepiśmiennej dziewczyny, o tyle w tym drugim sami rodacy zażądali kary dla seryjnego mordercy.

W chwili aresztowania, 15 września 1440 roku, trzydziestosześcioletni bohater wojny stuletniej Gilles de Rais, który walczył u boku Joanny dʼArc, był finansowym bankrutem, na którym spoczywał zarzut herezji i okrutnych zbrodni. Nie stawiał jednak oporu. Spokojny i dumny, pozwolił wyprowadzić się z zamku, choć – jak potem wyznał – tuż po aresztowaniu planował podciąć sobie gardło, aby nie opowiadać o popełnionych czynach. Kary się nie obawiał i dlatego bez tortur przyznał, „że dla zaspokojenia swej żądzy i dla rozkoszy zmysłowej kazał pojmać tak wielką liczbę dzieci, że nie potrafi jej nawet dokładnie określić[1]”. Opisy mordów dokonywanych na tle seksualnym przez barona i jego pomocników były tak drastyczne, że sędziowie zażądali wykreślenia najbrutalniejszych fragmentów z protokołu, a biskup Nantes słysząc, jak oskarżony z lubością opowiada o swoim procederze, zasłonił chustą stojący na stole krucyfiks.

Mimo to zbrodniarzowi przypadła w udziale śmierć łagodniejsza od tej, jaką zgotowano Joannie dʼArc na stosie dziewięć lat wcześniej. Ponieważ przyznał się do winy i był arystokratą, został „tylko” powieszony, a jego ciała – zgodnie z daną mu przez sędziów obietnicą – nie spalono i wydano żonie i córce, które pochowały je w kościele Karmelitów w Nantes, gdzie doczekał się bogato dekorowanego grobowca. W XVIII wieku nagrobek został zniszczony przez rewolucjonistów, którzy rozprawili się także z doczesnymi szczątkami dzieciobójcy, wrzucając je do Loary. Na tym jednak nie koniec, bowiem nie tylko Joanna doczekała się procesu uniewinniającego, który w lipcu 1456 roku uznał ją za męczennicę i ofiarę intryg zdrajców zaprzedanych Anglii.

Nieoficjalny proces rehabilitacyjny Gillesa de Rais odbył się w 1992 roku z inicjatywy Jeana Yvesa Goëau-Brissonnière, wielkiego mistrza masońskiej Wielkiej Loży Francji. Na ławie sędziowskiej zasiedli wówczas eksministrowie, członkowie parlamentu oraz eksperci z UNESCO, których zadaniem było zbadanie materiałów źródłowych i protokołów ze średniowiecznego procesu. Sędziowie na czele z pisarzem Gilbertem Prouteau, nie konsultując się z żadnym historykiem, uznali Gillesa de Rais za niewinnego. Powoływali się między innymi na argument, że głównym powodem oskarżenia była chęć zagrabienia jego majątku przez krewnych i wierzycieli. Twierdzili także, że nigdy nie znaleziono ciał zamordowanych dzieci, a dobrowolne przyznanie się Gillesa de Rais do winy wynikało z lęku przed ekskomuniką. Oczywiście nie jest to zgodne z prawdą, a ponieważ zbyt wiele dowodów przemawia za winą krwawego barona, dziennikarz Gilbert Philippe uznał werdykt za prowokację lub żart.

Nieodwzajemniona miłość do Joanny dʼArc?

Kim naprawdę był człowiek, który do dziś budzi tak skrajne emocje? Bodaj najbardziej znany obraz pędzla Férona z 1835 roku ukazuje ciemnowłosego człowieka o demonicznym spojrzeniu, z przyciętą na okrągło czarną bródką. Jest to jednak wyłącznie wyobrażenie malarza, podobnie jak szereg innych wizerunków, ponieważ nie zachował się ani jeden portret wykonany za życia Gillesa de Rais. Trudno więc orzec, jak wyglądał naprawdę, aczkolwiek liczne źródła z epoki potwierdzają, że był przystojnym blondynem o przyjemnej aparycji. Sam Karol VII na wieść o jego zbrodniach miał podobno rzec nie bez zdziwienia: „Taki miły młody człowiek! Kto by pomyślał, że mógł to uczynić!”.

Jeśli wierzyć niektórym teoriom, ogromny wpływ na psychikę bretońskiego barona miała nieodwzajemniona miłość do Joanny dʼArc. Mężczyźni towarzyszący jej w walce twierdzili wprawdzie, że roztaczała taką aurę świętości i onieśmielała ich do tego stopnia, iż nie odczuwali najmniejszego pożądania. Tylko czy można im wierzyć, skoro zeznali to podczas procesu uniewinniającego w 1456 roku, wiele lat po jej śmierci, gdy była już legendą i cieszyła się opinią świętej męczennicy? I dlaczego aż tak się zarzekali?

Joanna d'Arc dowodząca wojskiem w czasie bitwy. © Wikimedia Commons.
Joanna d’Arc dowodząca wojskiem w czasie bitwy. © Wikimedia Commons.

Jedyna dziewczyna w szeregach rycerzy, w dodatku ubrana po męsku, z pewnością rozpalała ich wyobraźnię. Mogła także imponować swoją charyzmą i stylem bycia, dalece odbiegającym od sposobu zachowania, jakiego w owych czasach wymagano od kobiet. A Gilles de Rais nie był jedynym, który ją podziwiał i któremu mogła się podobać. Służył jej lojalnie od dnia, w którym za pozwoleniem króla mogła wybrać własną eskortę i wskazała między innymi na niego. W 1429 roku z oddaniem walczył u jej boku: pod oblężonym Orleanem odniósł poważną ranę, a kiedy podczas nieudanego szturmu na Paryż podopieczną dosięgła wroga strzała, nie odstępował jej na krok. O zaufaniu, jakie w nim pokładała Joanna, i szacunku, jakim cieszył się wśród rycerzy, świadczy chociażby fakt, że w niedzielę 17 lipca 1429 roku dostąpił wraz z trzema wielmożami zaszczytu przewiezienia Świętej Ampułki z opactwa Saint-Rémy, w której znajdował się święty olej służący do namaszczania francuskich królów. Tego samego dnia świeżo ukoronowany Karol VII nadał mu tytuł marszałka Francji.

Niezależnie od tego, czy Dziewica Orleańska zawróciła Gillesowi de Rais w głowie czy też nie, faktem jest, że nie interesowały jej relacje damsko-męskie. Wierna swoim wizjom, za wszelką cenę chciała doprowadzić do wypędzenia Anglików z Francji. O to, czy sprawowała faktyczne dowództwo nad armią czy raczej pełniła rolę „maskotki” mającej podnieść morale walczących żołnierzy, historycy spierają się od lat. Niewątpliwie wierzyła w głoszone przez siebie proroctwa, lecz czy naprawdę słyszała głosy, o których opowiadała później podczas procesu? Według ludzi średniowiecza objawienia były możliwe, zaś głosy mogły dochodzić albo z nieba, albo z piekła, czyniąc ją orędowniczką Boga bądź wysłanniczką szatana, heretyczką i czarownicą. Racjonaliści natomiast mogą ją podejrzewać o jakieś zaburzenia psychiczne lub omamy słuchowe, szczególnie że głosy „odzywały się” do niej w trakcie bicia dzwonów. Tak czy inaczej, siła jej oddziaływania była przeogromna. Francuzi wierzyli, że odniosą zwycięstwo w każdej walce pod jej sztandarem, natomiast Anglicy byli pewni, że przegrają wszędzie tam, gdzie tylko się pojawi. Była więc dla nich bardzo niebezpieczna i kiedy wpadła im w ręce, przewieźli ją do Rouen i wytoczyli proces o herezję. Oskarżenie miało podłoże polityczne, chodziło bowiem o to, aby ją zdyskredytować, a co za tym idzie – podważyć świętość koronacji Karola VII w Reims, do której doprowadziła.

W maju 1431 roku, kiedy Gilles de Rais przebywał z dala od frontu, Joanna dʼArc spłonęła na stosie. Nieoczekiwana śmierć Dziewicy Orleańskiej, nad której bezpieczeństwem czuwał przez tyle miesięcy, wstrząsnęła nim do głębi. Jednocześnie, oburzony i rozczarowany postawą króla Francji, który nie zrobił nic, aby ją ratować, stopniowo wycofał się z życia publicznego i uległ mrocznym instynktom.

Zawarcie paktu z diabłem. © Wikimedia Commons.
Zawarcie paktu z diabłem. © Wikimedia Commons.

Pakt z diabłem

Zanim bohater narodowy zawarł pakt z diabłem i przeobraził się w potwora, długo nie mógł zapomnieć o Joannie dʼArc. Dla uczczenia jej pamięci nie szczędził pieniędzy i w 1435 roku, w rocznicę zwycięstwa pod Orleanem, własnym kosztem wystawił wielkie widowisko zatytułowane Tajemnica oblężenia Orleanu, którego organizacja pochłonęła 100 tysięcy dukatów. Za zbytki wszakże trzeba płacić i wkrótce rozrzutnemu Gillesowi zaczęło brakować pieniędzy. Aby opłacić liczną służbę i drużynę składającą się z dwustu rycerzy, stopniowo zaczął wyprzedawać rodzinne włości. Zaniepokojeni tym faktem krewni, w tym młodszy brat, któremu dziadek przekazał dziedziczne ziemie, postanowili ograniczyć jego wydatki. Na ich prośbę 2 lipca ogłoszono królewski edykt uznający Gillesa de Rais utracjuszem i zakazujący mu wyzbywania się kolejnych dóbr. W tej sytuacji nikt nie mógł ich nabyć, on sam stał się niewypłacalny, a wierzyciele zaczęli żądać zwrotu pożyczek.

Zmuszony do oddania pod zastaw dzieł sztuki, klejnotów i kosztownych szat, zaczął szukać ratunku w alchemii. Liczył, że za pomocą magii i kontaktów z nieczystymi siłami zdoła odkryć tajemnicę kamienia filozoficznego i wyprodukować złoto. W 1438 roku będący na jego usługach ksiądz-heretyk Eustachy Blanchet sprowadził z Florencji alchemika Franciszka Prelatiego, który mienił się sługą szatana. Pierwsza próba wezwania demona o imieniu Barron, której dokonali wspólnie w zamku Tiffauges, zakończyła się niepowodzeniem. Florentyńczyk „winą” za to obarczył samego de Raisa, który w głębi serca najwyraźniej czuł się chrześcijaninem i bał się zaprzedać duszę diabłu. W tej sytuacji – zgodnie z teorią alchemika – demona należało przebłagać ofiarą z krwi, serc i włosów małych dzieci.

Chociaż na ilustracji w LʼHistoire de la magie Pierreʼa Christiana z 1870 roku Gilles de Rais został ukazany w towarzystwie rogatego diabła, nie wiadomo, czy kiedykolwiek (rzekomemu) sataniście Prelatiemu udało się go wywołać. Niemniej faktem jest, że Barron ciągle żądał ofiar.

Bretoński wampir

Im dłużej skarbiec świecił pustkami, tym więcej dzieci ginęło na ziemiach barona. Porywali je specjalnie do tego celu zatrudnieni złodzieje zwani „torbiarzami”, którzy przynosili je w zawiązanych workach. W zamku dziecko było ubierane w kosztowne szaty i sadzane do uczty, na której raczono je smakołykami, jakich nigdy w życiu nie jadło, i pojono grzanym winem, które działało pobudzająco i dodawało animuszu. Dopiero potem nieświadoma niczego ofiara trafiała do komnaty, do której wstęp mieli tylko kuzyn i imiennik barona, Gilles de Sillé, oraz zaufani słudzy, w tym Henriett i Étienne Corrillaut zwany Poitou. Ten ostatni miał kilkanaście lat i był kochankiem swego pana. To on zeznał, że Gilles kazał zamontować tam specjalny hak, na którym najpierw podwieszał zawiązane i zakneblowane dzieci, po czym gwałcił je lub masturbował się na ich brzuchy i uda. Stosunku analnego zazwyczaj unikał, podobnie jak brzydził się kontaktami z dziewczynkami, które wykorzystywał tylko w razie braku chłopców. Nierzadko też gwałcił martwe ciała, co sprawiało mu nie mniejszą przyjemność niż obcowanie z żywymi dziećmi. Kiedy poczuł się zaspokojony, zadawał ofiarom śmierć poprzez poderżnięcie gardła, odcięcie głowy lub przetrącenie karku. Potem nierzadko patroszył zwłoki, czerpiąc radość z widoku ich okrwawionych organów wewnętrznych, bądź siadywał na trupach zamordowanych i biorąc w dłonie uciętą głowę „cherubina”, wyśpiewywał psalmy i mówił, że wysyła go do raju. Rzeczone „(…) zbrodnie i przestępstwa popełniał wyłącznie dla swej szpetnej uciechy i szpetnej rozkoszy, a nie w jakimś innym celu bądź zamiarze, bez niczyjej zachęty i jedynie wedle swej fantazji”[2].

Mordy na dzieciach dokonywane przez Gillesa de Rais. © Wikimedia Commons.
Mordy na dzieciach dokonywane przez Gillesa de Rais. © Wikimedia Commons.

Z późniejszych zeznań samego Gillesa de Rais wynika, że pierwszych zbrodni dokonał w Champtocé-sur-Loire wiosną 1432 roku, a więc na kilka lat przed sprowadzeniem Prelatiego z Florencji, i raczej nie miały one związku z rzekomymi żądaniami demona. Dokładna liczba dzieci zgwałconych i zamordowanych w ciągu pierwszego roku nie jest jednak znana, podobnie jak ilość ofiar zwabionych lub uprowadzonych do zamku Machecoul, dokąd wkrótce się przeniósł. W Machecoul odkryto szczątki czternaściorga dzieci, co wcale nie oznacza, że zginęło ich tam „tylko” tyle. Faktycznej liczby nie sposób ustalić, ponieważ Poitou i Henriet starali się zatrzeć ślady zbrodni, paląc ciała w kominku, a prochy i kości wrzucając do fosy lub dołów kloacznych. Znacznie więcej szczątków – około czterdziestu – znaleziono w jednej z wież zamku Champtoce. Uważa się, że Gilles de Rais i jego pomocnicy zamordowali od 80 do 200 dzieci w wieku od kilku do kilkunastu lat. Niektórzy historycy wspominają nawet o 800 ofiarach, ale ta statystyka wydaje się mocno przesadzona.

Chociaż okoliczni chłopi od lat skarżyli się na tajemnicze zniknięcia dzieci, nikomu na początku nie przyszło do głowy podejrzewać wielkiego pana i towarzysza broni Dziewicy Orleańskiej. Z czasem jednak pojawiły się głosy, że we włościach barona źle się dzieje i że odesłał żonę z córką do jakiegoś odległego zamku, choć oskarżenie arystokraty o porwania dzieci nie leżało w gestii jego poddanych.

Sytuacja zmieniła się 15 maja 1440 roku, gdy de Rais postanowił odzyskać zamek Saint-Étienne-de-Mer-Morte, sprzedany niedawno Wilhelmowi Le Ferronowi, skarbnikowi księcia Bretanii. Podczas mszy w niedzielę Zielonych Świątek do miejscowego kościoła wtargnęli zbrojni, którzy wyciągnęli na zewnątrz i obili kijami księdza Jana, brata nabywcy. Wobec podwójnego świętokradztwa – naruszenia prawa azylu obowiązującego w świątyni i gwałtu na osobie duchownej – biskup Nantes wszczął dochodzenie, podczas którego między innymi rozpatrzył skargi rodziców zaginionych dzieci. W ten sposób zbrodnie pedofila ujrzały światło dzienne.

Uznany winnym herezji, czarnoksięstwa, kontaktów z diabłem i śmierci dziesiątków dzieci, 26 października 1440 roku przeszedł w procesji ulicami Nantes. Piękny i wytworny w czarnych aksamitach, dumnie wkroczył na miejsce kaźni. Następnie trzy razy pokłonił się tłumowi, poprosił o przebaczenie rodziców zamordowanych dzieci i wygłosił do nich krasomówczą mowę, w której apelował, aby na przyszłość… lepiej pilnowali własnych pociech! Ironia? Szczera rada? A może objaw obłędu? Bo doprawdy trzeba być szaleńcem, aby czerpać rozkosz z zadawania bólu.

Kiedy zawisł, w podzięce Bogu za kaźnię zwyrodnialca, dorośli odbyli trzydniowy post, a wszystkie bretońskie dzieci otrzymały… chłostę do krwi.

Egzekucja Gillesa de Rais. © Wikimedia Commons.
Egzekucja Gillesa de Rais. © Wikimedia Commons.

Wszystkiemu winne nieszczęśliwe dzieciństwo?

Czy kara za tak okrutne zbrodnie była wystarczająca? De Rais, oficjalnie oskarżony o zabicie trzydzieściorga dzieci, poniósł śmierć nieporównywalnie łagodniejszą od tej, na którą wcześniej skazano bohaterkę Francji i świętą Dziewicę, w obronie której król nie raczył nawet kiwnąć palcem. W dodatku był to ten sam władca, dla którego odzyskała zajęte przez wroga Reims, tradycyjne miejsce intronizacji francuskich monarchów, i do którego koronacji doprowadziła na przekór głosom sceptyków.

Cóż, pewnie musiało tak być. De Rais był wielkim panem, a Joanna dʼArc chłopką. Na domiar złego z czasem stała się niewygodna dla francuskich mężów stanu, bo jej koncepcja wojny, choć początkowo skuteczna, nie pokrywała się z ich taktyką. To dlatego Karol VII nie poczynił żadnych kroków, aby ją uwolnić. Kiedy zginęła, Gilles de Rais zrozumiał, że nie warto być idealistą. I poniekąd miał rację. Przede wszystkim liczyły się przecież układy, pieniądze i błękitna krew. Tylko dlatego, że był arystokratą, spotkał go łagodniejszy wymiar kary (choć zawisł, mógł być pochowany w poświęconej ziemi) niż Poitou i Henrietta, których skazano na śmierć przez powieszenie, spalenie i rozsypanie prochów na cztery strony świata. Franciszkowi Prelatiemu udało się zbiec z więzienia do Andegawenii, gdzie przez sześć lat ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem, ale i tam nie uniknął sprawiedliwości i ostatecznie spłonął na stosie za uprawianie czarów. Ksiądz Eustachy Blanchett został skazany na konfiskatę majątku, wysoką grzywnę i dożywotnie wygnanie, po czym ślad po nim zaginął.

A jeśli przyczyn przemiany Gillesa de Rais w potwora nie należy jednak upatrywać we wstrząsie psychicznym, jakiego doznał po śmierci Joanny dʼArc? Współczesna psychologia szuka przecież źródeł wszelkich patologii w przeżyciach z dzieciństwa. Podobną myśl wyraził zresztą sam oskarżony, przyznając podczas procesu, „że od najmłodszych lat popełniał i dopuszczał się haniebnie wielkich i strasznych zbrodni przeciw Bogu i jego przykazaniom i że obrażał naszego Zbawiciela z winy złego wychowania, jakie miał w dzieciństwie, kiedy to bez przeszkód robił, co mu się żywnie podobało, i lubował się we wszystkich czynach zakazanych[3]”. Tylko czy to go usprawiedliwia?

Bibliografia

Gilles de Rais, winny czy niewinny? [online], dostęp: 28 maja 2015. Dostępny w internecie: <www.france-pittoresque.com>.
Castor, Joanna dʼArc. Jej historia, Wydawnictwo Astra, Kraków 2015.
Duda, Gilles de Rais: marszałek Francji i seryjny morderca, wyborcza.pl
Watała, Krwawa pedofilia. Gilles de Rais [w:] Wielcy zboczeńcy, s. 289–301.
Herubel, Gilles de Rais, Państwowy Instytut Wydwaniczy, Warszawa 1987.
Herubel, Proces Gillesa de Rais [online], dostęp: 20 maja 2015. Dostępny w internecie:

http://niniwa22.cba.pl/proces_gillesa_de_rais.htm.

[1] M. Herubel, Proces Gillesa de Rais [online], dostęp: 20 maja 2015. Dostępny w internecie:

http://niniwa22.cba.pl/proces_gillesa_de_rais.htm.

[2] M. Herubel, Proces Gillesa de Rais [online], dostęp: 20 maja 2015 roku. Dostępny w internecie:

http://niniwa22.cba.pl/proces_gillesa_de_rais.htm.

[3] M. Herubel, Proces Gillesa de Rais [online], dostęp: 20 maja 2015. Dostępny w internecie:

http://niniwa22.cba.pl/proces_gillesa_de_rais.htm.