Przeżyć dzieciństwo. Dzieci w epoce Tudorów

Dzisiaj nieletni nie tylko mają własne prawa. Dochodzi nawet do kuriozalnych sytuacji, gdy dorosły już człowiek wytacza sprawę swoim rodzicom za zniszczone dzieciństwo. W minionych epokach o takich przypadkach dzieciom się nie śniło, a jeśli nawet czuły żal do ojców czy matek, do głowy im nie przyszło, by się uskarżać.

Królewskie dzieci były edukowane już od najmłodszych lat (na rycinie: książę Artur Tudor, przyszły Henryk VIII i księżniczka Małgorzata). Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wiek niemowlęcy

Rozwój emocjonalny dziecka nie interesował rodziców aż do czasów wykształcenia się dziedziny zwanej psychologią, dlatego na portretach z epoki Tudorów (i nie tylko) widzimy przesadną powagę na pyzatych buziach, skrępowane gorsetami ciała dziewczynek i wystudiowane pozy chłopców. Dzieci, ubrane na podobieństwo dorosłych, miały być ich wiernymi kopiami nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. O ile oczywiście zdołały przeżyć poród i pierwsze lata dzieciństwa. Szacuje się bowiem, że w epoce Tudorów 25% dzieci umierało przed piątymi urodzinami, a 40% nie dożywało szesnastu lat.

Poród okazywał się tak samo niebezpieczny dla noworodków, jak i dla matek, a ponieważ śmiertelność niemowląt była bardzo wysoka, zwykle chrzczono je w ciągu kilku dni. Śmierć nie oszczędzała ani bogatych, ani biednych – ofiarą gorączki porodowej na równi padały szlachcianki, mieszczki oraz chłopki. Na skutek powikłań okołoporodowych zmarły również dwie żony Henryka VIII – Jane Seymour, która w 1537 roku urodziła upragnionego dziedzica tronu, i Katarzyna Parr, która po śmierci króla poślubiła Tomasza Seymoura.

Jednak, w zależności od pochodzenia, inaczej wyglądały pierwsze miesiące życia dziecka. Kobiety niższego stanu karmiły dzieci piersią, zazwyczaj przez rok lub dwa lata, natomiast królowe i szlachcianki oddawały je do karmienia mamkom. Legenda mówi, że kiedy Anna Boleyn chciała przyłożyć nowo narodzoną Elżbietę do piersi, uznano to za fanaberię, a Henryk VIII nie wyraził na karmienie zgody. Racja stanu nie pozwalała również, aby królowa osobiście opiekowała się dzieckiem. Tak więc maleńka Elżbieta przebywała w Greenwich pod opieką matki przez trzy miesiące, po czym zamieszkała z własnym dworem w Hertford.

Królewięta zaraz po urodzeniu trafiały pod opiekę całego tabunu piastunek, a potem licznego grona nauczycieli. A ponieważ miały własny dwór w posiadłościach oddalonych od Londynu, gdzie powietrze było zdrowsze i gdzie ryzyko epidemii zdawało się mniejsze, nieraz czuły się bardziej przywiązane do opiekunek niż widywanych od święta rodziców.

Bliższy kontakt z rodzicami miały dzieci z biednych rodzin, co jednak nie znaczy, że je rozpieszczano. Na ogół sypiały one w drewnianych kołyskach lub przy matkach, które – w przeciwieństwie do kobiet szlachetnie urodzonych – sprawowały nad nimi pełną opiekę. Ojcowie wychowaniem dzieci się nie zajmowali.

Ubogim rówieśnikom królewskie dzieci mogłyby pozazdrościć także większej swobody – nie obowiązywał ich ścisły protokół, według którego toczył się rytm dnia. Szczególnie surowe zasady obowiązywały na przykład na dworze małego Edwarda, do którego bez pisemnej zgody Henryka VIII nikt nie mógł się zbliżyć i który pierwszy rok życia spędził w powijakach w kosztownym łóżeczku.

W epoce Tudorów, kiedy dzieci zaczynały próbować chodzić, odzwyczajano je od pieluch. Te lepiej sytuowane często uczyły się chodzić za pomocą drewnianej ramy na kołach. Biedniejsze, pozostawione bez nadzoru na klepisku, nieraz umierały od poparzeń w otwartym ogniu i gorącej wodzie, wypadały z okna albo ginęły na ulicy pod kołami wozów. Akta sądowe wspominają także o dziku, który wszedł do chaty pod nieobecność matki i śmiertelnie poranił leżące w łóżeczku dziecko.

Rycina przedstawiająca matkę z dwójką dzieci (przypuszcza się, że jest to portret rodziny Hansa Holbeina, nadwornego malarza Henryka VIII). Shutterstock.com, Marzolino.

Od powijaków do ubrania

Chociaż trudno to sobie dziś wyobrazić, widok niemowlęcia wymachującego rączkami i nóżkami był czymś nadzwyczajnym aż do XVIII wieku. Wcześniej, również w epoce Tudorów, kilkumiesięczne dzieci nie wiedziały, czym jest swoboda ruchów. Wkrótce po urodzeniu niemowlę owijano w powijaki – długie pasy płótna o szerokości kilku centymetrów. Osobno zawijano każdą kończynę, osobno brzuch i klatkę piersiową, po czym owijano całe dziecko, ograniczając mu swobodę ruchów: nie mogło ono przekręcić się na bok ani po nic sięgnąć rączką. Powijaki, które miały zapobiegać wykrzywieniu kręgosłupa i skrzywieniom kończyn, w rzeczywistości doprowadzały do poważnych problemów zdrowotnych, na przykład zwichnięcia stawów i różnych chorób, nie wspominając o dyskomforcie. Zbyt ciasne owijanie przeszkadzało w oddychaniu, utrudniało trawienie i wydalanie, pasy płótna wbijały się w skórę, a bezradne niemowlę przez większość czasu zanosiło się płaczem.

Dopóki dziecko nie nauczyło się chodzić, ubierano je w długie szaty (długą suknię zakładano również do chrztu). Zarówno dziewczynki, jak i chłopcy nosili stroje wzorowane na damskiej odzieży, dlatego na portretach trudno czasami rozróżnić płeć. Nie licząc królewskiego potomstwa, które miało własne dwory, większość szlachetnie urodzonych chłopców przebywała pod opieką matki do około szóstego lub siódmego roku życia. Dotąd traktowani i ubierani jak dziewczynki, przechodzili wówczas do świata mężczyzn, czego symbolicznym przejawem była zmiana stroju na męski: dostawali swoje pierwsze spodnie. Mniej więcej w tym wieku zamożni chłopcy rozpoczynali poważną edukację, a dzieci z niższych sfer wykonywały cięższą pracę.

Ubrania dzieci były miniaturami odzieży dorosłych i odpowiadały obowiązującym trendom. Modnymi strojami lubiła obdarowywać córkę Anna Boleyn, i to ich brak, a nie utratę matki – jak uważa historyk David Starkey – niespełna trzyletnia Elżbieta mogła odczuć najbardziej.

Dziewczynki z wyższych sfer od wczesnego dzieciństwa musiały nosić gorsety i sztywne halki. Fałdziste, długie suknie z przypinanymi bufiastymi rękawami utrudniały poruszanie się i nie mogło być mowy o swobodnej zabawie. Do tego zakładano sztywne krezy i ciasno dopasowane czepki. Wymagano też od nich nienagannych manier.

Lady Katarzyna Grey z małym synem Edwardem – w wieku dziecięcym także chłopcom zakładano długie szatki, przypominające ubiory kobiece. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Posłuszeństwo nade wszystko

Powaga na twarzach dzieci miała świadczyć o ich dobrym wychowaniu. Tak samo ważna była skromność, znajomość norm towarzyskich i absolutne posłuszeństwo, a każde odstępstwo podlegało karze. Od najmłodszych lat starano się oduczyć dzieci seplenienia i dziecinnych zachowań, wpajając im „pobożne i pożyteczne” myśli. Uczono ich także szacunku wobec rodziców, do których każdego dnia rano i wieczorem miały zwracać się na klęczkach z prośbą o błogosławieństwo. Również na kolanach musiały błagać o przebaczenie w razie nieposłuszeństwa.

Surowym karom podlegały zwykłe psoty – bieganie z rówieśnikami lub bójki. Za niestosowne uważano opieranie się o ścianę, szuranie nogami, robienie min czy wymachiwanie rękami i nogami. Ręce powinny być zajęte pożyteczną pracą, nogi podczas siedzenia i stania miały być złączone, a chodzić należało w sposób dystyngowany.

Kiedy dziecko osiągnęło wiek, w którym mogło zasiadać do posiłków z dorosłymi, musiało odpowiednio posługiwać się łyżką i nożem, mówić „dziękuję”, gdy podawano potrawy, odkładać na bok ogryzione kości i nie zwracać uwagi na psy szwendające się pod stołem. Nie wypadało też, aby wycierało ręce w obrus czy w ubranie.

Podczas konwersacji dobrze wychowane dziecko nie mogło odezwać się niepytane, a w rozmowie miało dostosować się do tematu podjętego przez osobę dorosłą. Powinno również panować nad mimiką, unikać ziewania, kichania i pociągania nosem, a śmiejąc się, musiało zasłonić usta chusteczką. Rozróżniano bowiem śmiech właściwy, który nie zniekształcał rysów twarzy, i śmiech niewłaściwy, którego należało się wystrzegać.

Wszystkich tych zasad nauczano w szkołach epoki elżbietańskiej, a Hugh Rhodes zawarł je w swojej książce Book of Nurture (1577).

Dzieci, których zachowanie odbiegało od ogólnie przyjętych norm, uważano za wyrodne, straszono piekłem i stosowano kary cielesne wymierzane przez rodziców lub nauczycieli w imię zasady: „Bij, aż diabeł wyjdzie!”. Bicie miało oczyszczać i uwalniać od wrodzonych skłonności do złego, dlatego zdarzało się, że nawet grzeczne dzieci były poszturchiwane i szczypane. Na razy zasługiwały także maluchy płaczące „bez powodu”.

Kary fizyczne za najdrobniejsze przewinienia były na porządku dziennym. Stosowali je rodzice, nianie, nauczyciele, sąsiedzi, a nawet obcy, jeśli uznali, że należy zdyscyplinować dziecko. Jednocześnie niewielu rodziców pozwalało sobie na okazywanie czułości, która – jak uważano – psuje młode umysły. Nawet kochająca matka biła swoje dziecko, tak jak mąż bił żonę, a pan sługę. Sprawa trafiała do sądu tylko wtedy, gdy bijący posunął się za daleko.

Henryk Brandon, syn Karola Brandona i jego żony Katarzyny Willoughby, zmarł jako nastolatek w wyniku epidemii. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Płeć dziecka

Dzisiaj wiele mówi się o tym, że płeć dziecka położyła się cieniem na stosunkach Henryka VIII z Anną Boleyn i – wcześniej – z Katarzyną Aragońską, której synowie zmarli w niemowlęctwie, zapominając, że król nie był odosobniony w marzeniach o męskim potomku. Dla przedstawicieli możnych rodów, drobnej szlachty i mieszczan posiadanie dziedzica było równie ważne, a dziewczynki uważano za dzieci gorszej kategorii. Podlegały one również innym zasadom wychowania i rzadko zdarzało się, aby do ich edukacji przykładano taką samą wagę jak do wykształcenia synów. Chlubnym wyjątkiem był Tomasz More, który dbał o edukację córek, choć radził, aby nie obnosiły się ze swoją mądrością publicznie. Edukacja Marii i Elżbiety, córek Henryka VIII, oraz spokrewnionych z nimi Jane Grey i jej sióstr również stała na najwyższym poziomie, ale kształcenie dziewczynek według tak ambitnego programu nauczania nie było powszechnym zwyczajem.

W czasach Tudorów dziewczęta uważano za istoty słabe i niezbyt mądre, które wymagają ciągłego nadzoru. Na arystokratycznych dworach opiekę nad dziewczynkami sprawowały guwernantki. Aby podopieczne nie traciły czasu na zabawę, wypełniano im dni nauką i obowiązkami, które miały je przygotować do roli żony i matki. Podstawowa edukacja zależała od rangi i statusu. W wyższych sferach lekcje obejmowały m.in. naukę manier, szycia, haftu, tańca, gry na instrumentach, strzelania z łuku i jazdę konną. Głównym zajęciem dziewczynek były robótki ręczne. Już jako sześciolatki potrafiły one zdobić haftami poduszki i ubrania. Nieco więcej wysiłku wymagało wychowanie moralne, które miało na celu nauczenie dziewcząt cnotliwego życia oraz powściągliwości w gestach i mowie.

W domach klasy średniej rolę nauczycielki często sprawowała matka. Niektórzy rzemieślnicy potrafili czytać i pisać, ale nie wszyscy mogli sobie pozwolić na wykształcenie dzieci. Chłopcy mogli uczyć się zawodu, podczas gdy dziewczynki pomagały w pracach domowych i nie zdobywały formalnego wykształcenia. W najuboższych rodzinach dzieci obojga płci od najmłodszych lat musiały pracować. Jeśli rodzinę stać było na wysłanie jednego z nich do szkoły, był to oczywiście chłopiec.

Od dziewczynki oczekiwano jednego – że kiedyś wyjdzie za mąż. Te z uboższych rodzin miały jednak większą swobodę wyboru w porównaniu ze szlachetnie urodzonymi rówieśniczkami, których małżeństwa aranżowano zgodnie z interesem rodu. Nie lepiej miały królewskie dzieci obojga płci, dla których tuż po narodzinach poszukiwano mężów lub żon na obcych dworach. Sprzeciw w tym wypadku nie wchodził w rachubę, bo o ich przyszłości decydowali rodzice. Dziewczęta wydawano za mąż zwykle w wieku piętnastu, szesnastu lat, natomiast chłopcy stawali na ślubnym kobiercu między osiemnastym a dwudziestym pierwszym rokiem życia (choć zdarzały się młodsze pary). Niekiedy zaręczone w wieku niemowlęcym dzieci arystokratów wychowywały się w domu narzeczonego.

Edward VI, jedyny prawowity syn Henryka VIII, ukazany na portrecie jako mały chłopiec. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Szkoła dla chłopców

W epoce Tudorów edukacja była zarezerwowana dla dzieci wywodzących się z klasy wyższej i średniej. Biedniejsi, jeśli mieli szczęście, uczyli się czytania i pisania w szkołach parafialnych albo zostawali czeladnikami u jakiegoś rzemieślnika i przysposabiali się do zawodu. Staranne wykształcenie domowe pod opieką najwybitniejszych nauczycieli mogli zapewnić synom tylko najbogatsi. Niektórzy wysyłali swoje córki i synów na dwory królewskich dzieci, z którymi mogli się bawić i uczyć. Umieszczenie potomka na dworze następcy tronu, nawet w roli chłopca do bicia1, uważano za największy zaszczyt. Również po śmierci ojca dzieci z wysokich rodów trafiały pod opiekę króla lub arystokratów, którzy czerpali z tego tytułu odpowiednie profity.

Mniej zamożni korzystali z usług petty school, która za drobną opłatą kształciła chłopców w wieku od pięciu do siedmiu lat. Była to edukacja na podstawowym poziomie, obejmująca naukę czytania, pisania, katechizmu i zasad dobrego wychowania. Od siódmego do czternastego roku życia chłopcy kontynuowali edukację w grammar school, gdzie nauka trwała przez sześć dni w tygodniu, nie licząc świąt. Lekcje (z dwugodzinną przerwą na obiad w okolicach południa) rozpoczynały się o godzinie 6.00 latem i 7.00 zimą, a kończyły około 17.00.

Dzieci zaczynały naukę od przepisywania liter alfabetu i modlitwy Ojcze nasz. Z upływem czasu kopiowały coraz dłuższe fragmenty łacińskich tekstów, uczyły się gramatyki łacińskiej i dokonywały przekładów z języka łacińskiego na angielski i z angielskiego na łacinę. Nauka w grammar school opierała się na ciągłym powtarzaniu materiału, studiowaniu katechizmu i dzieł klasyków: Owidiusza, Plauta, Horacego, Wergiliusza, Cycerona i Seneki. Oczekiwano również, że uczniowie będą rozmawiać po łacinie w celu poprawy wymowy, a jeśli któryś został przyłapany na rozmowie w języku angielskim lub na psotach, podlegał surowej karze. Kary – nawet do pięćdziesięciu uderzeń rózgą – wymierzano niesfornym wychowankom w piątki, więc musiał to być dla nich najgorszy dzień tygodnia.

Szczęśliwcy, którym udało się ukończyć grammar school i którzy mieli środki na dalszą edukację, mogli kształcić się na uniwersytecie w Oksfordzie lub w Cambridge. Inni, jak Szekspir, którego ojca dosięgły problemy finansowe, kończyli naukę na tym etapie i szli do pracy. Trudno jednak powiedzieć, że w wieku czternastu lat kończył się dla nich okres beztroski. Pobyt w szkole, w której zobowiązywano do powagi i absolutnego posłuszeństwa, nie był przecież sielanką i wymagał od dzieci niezwykłego hartu ducha.

Świat Tudorów nie był przyjazny dziecku, nad którym nie rozczulali się ani rodzice, ani tym bardziej nauczyciele. W czasach, kiedy na stosach palono heretyków, zarazy dziesiątkowały miasta, a śmierć nieletnich była na porządku dziennym, pozostawało niewiele miejsca na okazywanie uczuć. Nie można jednak przykładać dzisiejszych norm do ówczesnych obyczajów, zwłaszcza że dorośli żyli w przekonaniu, iż działają z pożytkiem dla swoich pociech.

1 Instytucja chłopca do bicia była rozpowszechniona w Anglii i Szkocji za panowania Tudorów i Stuartów. Chłopiec do bicia – zazwyczaj wysoko urodzony – był karcony za przewinienia królewskiego syna, wobec którego z racji urodzenia nie wolno było stosować kar.