Polowanie na niewiernych, czyli krucjaty i krzyżowcy oczami muzułmanów

Przybysze z Europy Zachodniej wywierali ogromne wrażenie na muzułmańskich mieszkańcach Bliskiego Wschodu. Niestety, rzadko było to wrażenie pozytywne. Od samego początku Frankowie zyskali reputację nieokrzesanych i głupich barbarzyńców, w dodatku rozwiązłych i dalekich od czystości – zarówno fizycznej, jak i moralnej.

Rycina przedstawiająca bitwę pod Hittinem autorstwa Gustave’a Doré. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pierwsi islamscy podróżnicy i badacze donosili o dziwnych ludach zamieszkujących dalekie krańce świata oraz „ich niezrozumiałych zwyczajach”. Al-Masudi, słynny arabski historyk i podróżnik, zwany „arabskim Herodotem”, pisał w X wieku o północnych ludach, a więc Słowianach, Frankach oraz ich sąsiadach: „Brak im ciepłych humorów, ich ciała są wielkie, mają grubiańską naturę i szorstkie maniery, rozumowanie ich jest przytępione, a mowa ciężka”. Inni podróżnicy podkreślali rozwiązłość, brak higieny osobistej i niską inteligencję. W pochodzącej również z X wieku Księdze zwierząt opisano także ludzi z Północy, w tym Franków, jako pozbawionych mądrości i osobowości, przypominających raczej bestie niż ludzi. Autor pisał, że podobnie jak inne zwierzęta, Frankowie zrzucają co roku sierść. Zaś słynny autor Księgi pouczających przykładów, Usama ibn Munkiz, uważał Franków za zwierzęta posiadające tylko dwie wartościowe cechy: odwagę i waleczność. Nic nie zasługiwało w nich na szacunek ani tym bardziej podziw. Wobec takiego obrazu Europejczyków nie zaskakują częste w średniowiecznych muzułmańskich źródłach porównania do psów czy świń.

Dlaczego Frankowie budzili tak negatywne uczucia w swoich muzułmańskich sąsiadach? Przede wszystkim brakowało im ogłady i wykształcenia, ale różnili się również moralnością czy obyczajowością. Szokowało to, że kąpią się… całkowicie nago. Podkreślano powszechnie ich nieudolność, bo jak można szanować mężczyzn, którzy nie potrafią panować nawet nad własnymi kobietami. Celującym w naukach medycznych i ścisłych muzułmanom medycyna europejska wydawała się stekiem bzdur i głupich zabobonów.

Bitwa pod Arsufem 7 września 1191 roku. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Dżihad? Można się dogadać!

Gdy Mahomet tworzył własne państwo i ustanawiał w nim swoje prawa, napotkał opór ze strony Medyny i swojej rodzinnej Mekki. Jego nowe państwo musiało się zarówno bronić, jak i podbijać, by zyskać nowe terytorium. Z pomocą przychodził dżihad, czyli święta wojna zaborcza, który można było wypowiedzieć nie tylko niemuzułmanom i który stanowił obowiązek niemalże równoważny filarom islamu. Nakaz dżihadu głosił Koran słowami: „O wy, którzy wierzycie! Zwalczajcie niewiernych, którzy są blisko was”.

Ali ibn Tahir al-Sulami, pierwszy muzułmański autor, który rozpoczął głoszenie dżihadu przeciwko krzyżowcom po pierwszej krucjacie, mówił o chrześcijanach jako rasie pogan i politeistów, którzy zamiast wierzyć w jednego Boga, czcili aż trzech. Al-Sulami pisał przede wszystkim o Frankach, lecz chodziło mu o każdego chrześcijanina, który zapuszczał się na ziemie muzułmanów. Autor ten uważał, że krucjata była międzynarodowym spiskiem, wskutek którego muzułmanie utracili terytoria w Hiszpanii i – co gorsza – Jerozolimę wraz z jej dwoma świętymi miejscami: Kopułą na Skale oraz meczetem Al-Aksa.

Nieco bardziej wyważone poglądy wyznawał żyjący w XIII wieku Ibn Wasil – ceniony uczony oraz polityk, który blisko współpracował z elitami Ajjubidów i mameluków. Był kadim w Egipcie oraz ambasadorem mameluckim na dworze sycylijskim. Za panowania Ajjubidów pełnił także funkcję ambasadora w Bagdadzie. Na co dzień blisko obserwował wydarzenia społeczno-polityczne swoich czasów, a jego kroniki, pisane z centrum wydarzeń, na dworze Ajjubidów oraz w pierwszej dekadzie rządów mameluków, są bezcennym źródłem informacji także na temat stosunków muzułmańsko-chrześcijańskich. Ibn Wasil miał okazję obserwować krucjaty i poczynania Franków w Syrii, a także uczestniczyć w przedsięwzięciach dyplomatycznych. Jego najsłynniejszą misją było udanie się z poselstwem na dwór Manfreda, króla Sycylii, syna Fryderyka II.

Jak wyglądały wówczas relacje między Egiptem a Sycylią? Bardzo poprawnie. Dowodzi tego fakt, że sułtan Al-Malik al-Kamil korespondował z Manfredem na temat matematyki i nauk przyrodniczych, a sam Ibn Wasil zadedykował władcy Sycylii swój traktat logiczny. Warto podkreślić, że arabski dyplomata i kronikarz wyraźnie odróżniał Manfreda od władców frankońskich, co podkreślał, pisząc, że pochodzi „od Germanów”. Zresztą Italia nie była wyjątkiem. W epoce, w której dżihad Zankiego i Saladyna stanowił już odległą przeszłość, chrześcijańscy panowie z Syrii oraz muzułmańscy władcy z Afryki czy Bliskiego Wschodu nieustannie zawierali jakieś sojusze czy rozejmy. Przykładowo, gdy Ryszard Lwie Serce przybył do Ziemi Świętej w 1191 roku, a Frankowie odbili Akkę i pokonali wojska Saladyna pod Arsufem, podpisano rozejm, który – choć konieczny – nie był w smak żadnej ze stron. Ważne było, by obydwaj władcy wyszli z wojny z twarzą: i pokonany Saladyn, i Ryszard, który nie zdobył Jerozolimy.

W średniowiecznych muzułmańskich źródłach Franków często porównywano do psów albo świń. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Świnie i pijaństwo w meczecie

Ibn Wasil nie tylko wyrażał się z pewną sympatią o władcach chrześcijańskiej Europy, lecz był jednym z niewielu kronikarzy arabskich, którzy w ogóle interesowali się panującymi tam stosunkami politycznymi. W swojej kronice zamieścił on tłumaczenie słowa „cesarz”, a także w następujący sposób opisał urząd papieża: „Ich zdaniem papież w Rzymie jest następcą [khalīfa] Mesjasza i działa z jego mocy. Ma prawo zakazywać i zezwalać. […] Koronuje królów oraz ich wyznacza. Nic nie może zostać uczynione według ich świętego prawa [sharīʿa ] bez jego zgody. Musi być kapłanem”. Interesował go także konflikt między papieżem i Świętym Cesarzem Rzymskim.

Zarówno zakonnicy, jak i zwykli chrześcijanie żyjący w Jerozolimie byli jednak solą w oku wierzących muzułmanów. Nie mogli znieść, że plugawią ich święte miejsca: templariusze ustanowili swoją siedzibę w meczecie Al-Aksa, AlHaram aszSzarif, czyli Wzgórze Świątynne, zostało splugawione, a w kościele wzniesionym w miejscu Kopuły na Skale pito wino mszalne. Jeden z kronikarzy pisał z przerażeniem, że w nowej chrześcijańskiej świątyni pełno było wizerunków zwierząt rzeźbionych w marmurze, wśród których były znienawidzone świnie. Co więcej, Frankowie mieli wywozić fragmenty skały do Konstantynopola czy na Sycylię i tam sprzedawać za równowartość wagi w złocie. Jakby tego było mało, do każdej ze świątyń chrześcijanie wchodzili w butach. Trudno się dziwić, że muzułmanie byli oburzeni i rozgoryczeni swobodami niewiernych w świętym mieście. „Wszędzie panoszą się chrześcijanie i Żydzi” – utyskiwał żyjący w X wieku arabski podróżnik i geograf Al-Mukaddasi, którego imię oznaczało „Urodzony w Jerozolimie”. Tylko czekano na okazję do odwetu. Pojawiła się ona wraz z dżihadem Saladyna. Zdobycie w 1192 roku Jafy, która przechodziła z rąk chrześcijańskich w muzułmańskie kilkakrotnie, doskonale oddaje nastrój podzielany przez wielu muzułmanów. Przez trzy dni Saladyn szturmował potężne bramy miasta, aż w końcu udało mu się przełamać obronę. Zwycięzcy wyłamali drzwi do klasztorów, a mnichów zabijano powoli, by cieszyć się ich agonią. Muzułmanie zmusili pojmane kobiety i dzieci, aby spędziły stada świń w jedno miejsce, a następnie porzucili między nimi ciała pomordowanych chrześcijan. Z kolei za panowania muzułmańskiego w Jerozolimie kadi także znalazł sposób, by upokorzyć niewiernych. Gdy bezpański kundel przybłąkał się na Wzgórze Świątynne, kadi rozkazał zabić wszystkie psy w mieście i zarządził, by każdy chrześcijanin i Żyd przyniósł swoje zwierzęta do punktu zbiorczego pod Bramą Syjońską. Bandy dzieci muzułmańskich masowo zabijały psy i oddawały je pierwszemu napotkanemu niewiernemu.

Z drugiej strony w XI wieku muzułmańskich podróżników zdumiewał fakt, że Frankowie nie zrównali z ziemią meczetów na podbitych przez siebie terenach. Pisząc o okolicach Nablusu, Imad ad-Din zauważał, że „Frankowie nie zmienili ani jednego z praw czy zwyczajów religijnych”. Jego opinię podzielał geograf arabski Jakut, który pisząc o meczecie w Betlejem, stwierdził, że „Frankowie, zająwszy te ziemie, niczego nie zmienili”, oraz podróżnik Ibn Dżubajr, który tak opisywał świątynię przy Ajn al-Bakar: „Pod rządami chrześcijan nic nie straciła ze swego czcigodnego charakteru, Bóg zachował ją jako miejsce modłów muzułmanów”.

Ryszard Lwie Serce w bitwie pod Jafą 8 sierpnia 1192 roku. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Chciwi i krwiożerczy templariusze

Muzułmańscy kronikarze obszernie krytykowali ideę życia zakonnego, w której dopatrywali się niskich pobudek. Zgodnie z nauką Koranu zakonnicy mieli wykorzystywać swoją wysoką pozycję w społeczeństwie zachodnim do zdobywania bogactw i władzy, ograbiając innych z ich majątków. Uważano, że zamiast podążać ścieżką wyznaczoną przez Boga, zajmują się liczeniem złota i srebra, którego bynajmniej nie przeznaczają na realizację bogobojnych celów. Do niechęci wobec mnichów doszła wkrótce nienawiść wobec zakonów rycerskich, które pojawiły się w Ziemi Świętej.

W pierwszej połowie XII wieku chrześcijańskie zakony rycerskie odgrywały na Wschodzie niewielką rolę, więc arabscy kronikarze nie widzieli potrzeby rozpisywania się na ten temat. Z czasem ich rosnące znaczenie przyciągnęło uwagę muzułmańskich dziejopisów, a pierwszą wzmiankę można znaleźć w historii Damaszku pióra Ibn al-Kalanisiego, który wspomina obecność zarówno templariuszy, jak i szpitalników w bitwie o Banijas w 1157 roku. Autor ten po raz pierwszy opisał obydwa zakony w języku arabskim: szpitalników nazwał isbitariyya, zaś templariuszy dawiyya. W większości kronik z lat 1157–1180 zakony pojawiają się jedynie jako frankońskie oddziały, zaangażowane w taki czy inny konflikt albo też posiadające zamek. Z czasem zakony rycerskie postrzegano jako coraz większe zagrożenie dla islamu: odważni i karni wojownicy, bezkompromisowi w zawieraniu rozejmów, budzili pewien podziw. Templariuszy i szpitalników uważano za najsprawniejszych w boju i najbardziej cennych dla Franków, toteż na nich skupiał się każdy odwet muzułmańskich przywódców. Saladyn pisał do swego zastępcy w Damaszku, by ten zabił każdego rycerza-zakonnika, jaki wpadnie mu w ręce. Z kolei, gdy 4 lipca 1187 roku rozgromił krzyżowców w krwawej bitwie pod Hittinem, ocalałych sprzedano do niewoli, lecz rycerzy zakonnych czekał inny los. Saladyn kazał wyszukać wśród jeńców wszystkich templariuszy i szpitalników, a następnie ich stracił. Czy był to wyraz barbarzyństwa i nienawiści? Raczej często spotykana praktyka w epoce krzyżowej. Wystarczy przypomnieć masakrę tysięcy arabskich więźniów, w tym kobiet i dzieci, jakiej dopuścił się Ryszard Lwie Serce po zdobyciu Akki.

Oblężenie Syrakuz przez Arabów. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Gdy Saladyn w końcu odbił dla muzułmanów Jerozolimę i wkroczył do niej uroczyście w piątek, 2 października 1187 roku, rozkazał oczyścić z niewiernych Haram asz-Szarif. Krzyż nad Kopułą na Skale został obalony, wywleczony z miasta i roztrzaskany, święte malowidła zdarte, krużganki na północ od Kopuły zburzone. Siostra Saladyna przyjechała z Damaszku z karawaną wielbłądów obładowanych wodą różaną, którą sam Saladyn wraz z bratankiem, książętami i emirami szorował świątynne dziedzińce. Saladyn sprowadził z Aleppo rzeźbiony minbar z drewna cedrowego i kości słoniowej, zbudowany na zlecenie Nur ad-Dina w latach 1168–1169 i umieścił go w meczecie Al-Aksa. Minbar można było oglądać do roku 1969, zanim chrześcijański turysta Denis Michael Rohan nie podłożył ognia pod meczet. W pożarze minbar został zniszczony, a dziś całe Wzgórze Świątynne jest największym punktem zapalnym Jerozolimy. Niestety, sam meczet chrześcijańscy turyści mogą co najwyżej podziwiać z daleka.