Klejnot Anglii. Śmierć Edmunda Campiona

Jeden z portretów Edmunda Campiona. © Wikimedia Commons.
Jeden z portretów Edmunda Campiona. © Wikimedia Commons.

Wczesnym rankiem w lipcu 1581 r. mężczyzna o nazwisku Jerzy Eliot, który kiedyś trafił do więzienia za gwałt i zabójstwo, lecz został wypuszczony na wolność przez urzędników królowej, by podjąć się misji pogromcy księży, przybył konno do bram wiejskiej posiadłości zwanej Lyford Grange, kilka kilometrów na południowy wschód od Oxfordu. Była to rutynowa wizyta, rodzaj wyprawy rozpoznawczej zainspirowanej faktem, że Lyford Grange słynęło w okolicy jako miejsce podziemnej działalności katolików, a pan domu przebywał obecnie w jednym z londyńskich więzień za odmowę wyrzeczenia się zwierzchności biskupa Rzymu. Ponieważ był akurat w okolicy, pomyślał, że warto zajrzeć do Lyford Grange, bo a nuż zastanie tam jakiegoś ukrywającego się księdza…

Natychmiast po przybyciu Eliot nabrał podejrzeń, że ta wizyta może się jednak okazać mniej rutynowa niż zakładał: na wieży strażniczej przy domu nie było nikogo, a bramy prowadzące na dziedziniec zagrodzono. Początkowo przyjęto go nieufnie, lecz kiedy zawołał, że przybył spotkać się z kucharzem i wymienił go z nazwiska, strażnik opuścił swoje stanowisko i podszedł, by go wpuścić. Kucharz, który dawniej pracował z Eliotem i był przekonany, że ów jest katolikiem, przywitał go ciepło i zaprosił do środka. Jego samego i jego pomocnika poczęstowano kuflem ale i zaproszono na obiad. Kiedy pomocnik został w kuchni, Eliota zaprowadzono przez szereg rozmaitych komnat do obszernej sali, w której – niewątpliwie ku jego wielkiej radości – mógł być świadkiem mszy odprawianej właśnie dla kongregacji złożonej z kilkudziesięciu mężczyzn i kobiet, wśród których wypatrzył dwie zakonnice w habitach. […] Kiedy tylko msza dobiegła końca, Eliot udał się po swojego pomocnika, podziękował za gościnę, oznajmiając, że nie mogą jednak zostać na obiad, i obaj pośpiesznie odjechali. Wrócili wczesnym popołudniem z oddziałem konnych uzbrojonych mężczyzn.

[…]

Dom przeszukiwano cały dzień i do późna w nocy, i choć odkryto wiele obciążających przedmiotów (różańce i inne zakazane utensylia religijne, a także habity, które zakonnice zrzuciły z siebie na wieść o powrocie Eliota), to nie znaleziono księży. Przeszukiwania wznowiono następnego ranka, lecz nawet zerwanie podłóg w licznych pokojach niczego nie ujawniło. Ekipa przeszukująca, która została wzmocniona poprzedniej nocy i liczyła teraz około 60 osób, ostatecznie doszła do wniosku, że księży musiało zaniepokoić pośpieszne oddalenie się Eliota i nabrawszy podejrzeń, uciekli przed jego powrotem. I kiedy już szykowali się do opuszczenia posiadłości, pomocnik zauważył maleńki przesmyk światła słonecznego w szczelinie nad klatką schodową. Przy pomocy łomu wyłamał deski i nakrył nie dwóch, a trzech ukrywających się księży, leżących na boku jeden przy drugim w wąskiej wnęce z zapasem jedzenia i picia. Dla Eliota była to chwila triumfu, żyła złota. Tym bardziej że – jak się okazało – jeden z owej trójki był najbardziej zagorzałym papistą w Anglii, członkiem występnego nowego bractwa znanego jako jezuici, okryty złą sławą renegat Edmund Campion.

Rycina z wizerunkiem Edmunda Campiona z 1631 roku. © Wikimedia Commons, J.M. Lerch; Antwerp.
Rycina z wizerunkiem Edmunda Campiona z 1631 roku. © Wikimedia Commons, J.M. Lerch; Antwerp.

W kolejną sobotę, z rękoma skrępowanymi z przodu, a łokciami z tyłu, ze stopami związanymi poniżej brzucha jego konia i tabliczką z napisem „CAMPION – OBRAZOBURCZY JEZUITA” przyczepioną do kapelusza, trofeum Eliota zostało wystawione na widok publiczny na jednym z ruchliwych londyńskich targowisk. Następnie przewieziono go do Tower i zamknięto w pomieszczeniu znanym jako Little Ease (dosł. Mała Wygódka), gdzie nie było okien ani wystarczająco dużo miejsca, by stanąć wyprostowanym ani w pełni się położyć.

Jego pojmanie było dla rządu jeszcze większym przełomem niż dla Eliota. Campion przebywał w Anglii niewiele ponad rok i był tylko jednym z wielu księży, którzy w tym czasie przenosili się potajemnie z miejsca na miejsce. Lecz przez swoją działalność stał się niesłychanie ważną postacią publiczną, najbardziej poszukiwanym człowiekiem w królestwie, niemożliwą do zniesienia potwarzą dla rządu i jego Kościoła. Teraz, gdy znalazł się w więzieniu ani on, ani nikt inny nie mógł mieć wątpliwości, jaki czeka go los: już został skazany

[…]

Edmund Campion przyszedł na świat w prostej rodzinie, jako jedno z wielu dzieci londyńskiego księgarza, lecz dzięki swym zdolnościom wyjątkowo wcześnie zaczął się wyróżniać. Gdy miał 17 lat, wysłano go na studia do Oxfordu, gdzie niezwykle szybko stał się ważną postacią. […] Z czasem w kraju został protegowanym Dudleya. Przyjął święcenia kapłańskie i został diakonem Kościoła anglikańskiego w 1568 r. Najwyraźniej jednak podejrzewano go o skłanianie się ku Rzymowi, ponieważ w ramach odpowiedzi rządu na rewoltę hrabiów na północy i papieską ekskomunikę Elżbiety zaczęto na niego naciskać, aby pokazał, że jest gotów podporządkować się władzy królewskiej. Kiedy odmówił, musiał wyjechać do Irlandii. Na obłożenie królowej ekskomuniką Anglia zareagowała wprowadzeniem surowych sankcji. Władzom polecono aresztować każdego podejrzewanego o wyznawanie religii katolickiej. Campion, choć nie był jeszcze zdeklarowanym katolikiem, ponownie znalazł się w kręgu podejrzeń i uznał, że powinien uciekać. Po cichu wrócił do Anglii, został tam przez pewien czas, po czym przeprawił się przez kanał. Udał się do Douai, gdzie został przyjęty do Kościoła katolickiego i wstąpił do kolegium, które przed laty ustanowił tam Wilhelm Allen, by kształcić w nim angielskich uchodźców pragnących zostać księżmi. Później przeniósł się do Rzymu, gdzie z powodzeniem wystąpił o przyjęcie do młodego, niesłychanie szybko rozrastającego się Towarzystwa Jezusowego, czyli zakonu jezuitów. Ponieważ zakon nie był oczywiście obecny w Anglii, Campiona przypisano do jego prowincji austriackiej. Po kolejnych sześciu latach przygotowań na Morawach, w Wiedniu i Pradze przyjął święcenia kapłańskie, a w 1580 r. został wezwany z powrotem do Rzymu, by dołączyć do angielskiej katedry, którą właśnie tam utworzono. W tym samym czasie jezuitów poproszono, aby przysłali do Anglii księży. Mieli dołączyć do tych, którzy każdego roku po ukończeniu seminarium Allena przeprawiali się przez kanał i jeden po drugim byli wyłapywani i zabijani. […] Campion wraz z innym wychowankiem Oxfordu, 34-letnim Robertem Personsem, został wybrany jako pierwszy.

Ich misja od początku naszpikowana była trudnościami. Rząd jeszcze przed przybyciem Campiona wypatrywał go, i zaraz po dotarciu do Dover został zatrzymany i odprowadzony do burmistrza na przesłuchanie. Początkowo burmistrz zdawał się nie dowierzać jego zapewnieniom, że jest tylko podróżującym kupcem, i planował wysłać go do więzienia w Londynie. Lecz ostatecznie jakimś cudem Campiona wypuszczono. Odszukał Personsa, dostał się pod opiekę katolickiego podziemia i odtąd nigdy więcej nie mógł się czuć całkowicie bezpiecznie…

Lyford Grange, widok współczesny. © Wikimedia Commons, Motacilla.
Lyford Grange, widok współczesny. © Wikimedia Commons, Motacilla.

[…] Później, podróżując po północnych rejonach kraku, gdzie wpływy katolickie były bardzo silne, Campion napisał dłuższą rozprawkę w odpowiedzi na protestanckie ulotki, które pod auspicjami rządu zalewały Anglię wyrazami potępienia wobec Kościoła rzymskiego. Zatytułował swe dzieło Decem Rationes, ponieważ nakreślał w nim dziesięć powodów, dla których żywił takie, a nie inne przekonania. Utwór został wydrukowany przez Personsa na podziemnej prasie w dolinie Tamizy i szeroko rozdystrybuowany: dygnitarze przybyli na ceremonię rozdania dyplomów uniwersytetu w Oxfordzie w czerwcu 1581 r. Byli wstrząśnięci, kiedy znaleźli egzemplarze tekstu Campiona na swoich krzesłach. Zamieszanie, jakie z tego wyniknęło, uczyniło z niego uosobienie katolicyzmu w Anglii, a wyeliminowanie jego samego stało się sprawą najwyższej wagi dla administracji Burghleya

[…]

Rząd okrył się hańbą w tym, jak potraktował Campiona po jego pojmaniu. Po kilku dniach spędzonych w Little Ease więźnia przewieziono do Leicester House, gdzie przesłuchiwali go jego niegdysiejszy patron Dudley oraz inni oficjele, próbując się od niego dowiedzieć, co robił od przyjazdu do Anglii. Wysłuchawszy go, orzekli, że mogą go uznać winnym jedynie akceptacji Rzymu. „Co jest moją największą chwałą” – odparł Campion. Zaoferowano mu nie tylko wolność, ale i wysokie stanowisko w Kościele anglikańskim, jeśli zgodzi się zmienić wyznanie. Kiedy odmówił, z powrotem odwieziono go do Tower. Pod koniec lipca leżał już rozciągnięty na kole do łamania, a śledczy próbowali zmusić go, aby się przyznał, że wywiózł do Irlandii niebotyczną kwotę 30 000 funtów dla poparcia tamtejszej rebelii. Około trzy tygodnie później tortury jeszcze bardziej nasilono, tuż przed tym, jak wystawiono go na widok publiczny w serii tak zwanych „konferencji”, podczas których starsi członkowie anglikańskiego duchowieństwa prezentowali swoje stanowisko w rozmaitych kwestiach teologicznych i eklezjalnych, prosząc go, by się do nich ustosunkował, a następnie przerywając mu, kiedy próbował to zrobić. Mimo że nie miał możliwości przygotowania się i że nie pozwolono mu użyć ani książek, ani pióra czy papieru ani nawet stołu czy krzesła, Capmion był w swych odpowiedziach tak skuteczny, a odraza zebranego tłumu na widok niesprawiedliwości, jaką mu wyrządzano, tak wielka, że zapowiedzianą piątą konferencję nagle odwołano i cały spektakl przerwano. Następnie po raz trzeci łamano go na kole. Trzy tygodnie później, gdy wraz z pozostałymi pojmanymi księżmi został postawiony przed sądem, by usłyszeć zarzut zdrady stanu, nie był w stanie podnieść prawej ręki do złożenia wymaganej przysięgi. Jeden ze współoskarżonych wziął jego dłoń w swoją, ucałował ją i uniósł do góry za niego.

Proces był dalszym ciągiem tej samej farsy, parodią równie oburzającą jak procesy pokazowe, które przed półwieczem urządzał Henryk VIII. Campiona i pozostałych oskarżono o spiskowanie, najpierw w Rzymie, a potem w Reims, w celu zabicia królowej, zachęcenia obcego mocarstwa do inwazji i wszczęcia rebelii dla poparcia tejże. Bez trudu można było ustalić, że niektórzy z oskarżonych nigdy nie byli w Rzymie ani w Reims i że część spotkała się po raz pierwszy dopiero na sali sądowej. Campion bronił się pomimo zrujnowanego zdrowia i wedle wszelkich relacji raz jeszcze zrobił ogromne wrażenie.

Alexander Briant, angielski jezuita i męczennik, zginął razem z Edmundem Campionem. © Wikimedia Commons, Matthaus Greuter.
Alexander Briant, angielski jezuita i męczennik, zginął razem z Edmundem Campionem. © Wikimedia Commons,
Matthaus Greuter.

„Skazując nas, skazujecie swoich przodków – wszystkich pradawnych księży, biskupów i królów – i wszystko, co stanowiło kiedyś o chwale Anglii, wyspy świętych i najbardziej oddanego dziecka Stolicy Piotrowej – powiedział Campion sędziom, nim on i pozostali usłyszeli swe wyroki. – Bo czyż to, czegośmy nauczali, nawet jeśli wy uznaliście to za zdradę, nie jest tym samym, czego i oni jednogłośnie nauczali?”. Gdy ogłoszono wyroki śmierci dla nich wszystkich, zaintonował Te Deum, zaś pozostali przyłączyli się do niego w tej starej pieśni dziękczynnej i nie przestali śpiewać, gdy wyprowadzano ich z sali. Przez następnych 11 dni Campion leżał w ciemności zakuty w łańcuchy, dopóki go nie wywleczono, nie przywiązano do drewnianej ramy i nie przeciągnięto przez zabłocone ulice Londynu na wzgórze Tyburn. Podczas gdy przygotowywano narzędzia do mającej za chwilę nastąpić rzezi, jeden z członków Rady Prywatnej, który chciał być świadkiem jego stracenia, zasugerował, że najlepiej będzie, jeśli Campion przed śmiercią poprosi królową o wybaczenie. „A czymże ją uraziłem? – odparł zdumiony. – Jej wszak w niczym nie zawiniłem. To moja ostatnia mowa. To trzeba mi przyznać – zawsze się za nią modliłem i modlę się za nią i teraz”.

Lord Howard Effingham, niewątpliwie mając na myśli Marię, królową Szkotów, i podejrzewając, że Campion był podobnie jak inni jezuici rzekomo nauczony wyjątkowej przebiegłości, poprosił go o sprecyzowanie, za jaką królową się modlił. „Taa – padła odpowiedź – za Elżbietę, królową twoją i moją, której życzę długich i spokojnych rządów i wszelkiej pomyślności”.

Po tych słowach wózek, na którym stał, wytoczono, a Campion upadł, zawisając na sznurze, który miał zawiązany wokół szyi. Po krótkiej chwili go odcięto i kat z nożem w dłoni rozpoczął potworną procedurę. Przez całe cztery wieki od tamtej chwili, opowieść o tym, jak Elżbieta i jej rządy wyprzedzały swoje czasy, dążąc do tolerancji religijnej, jak nigdy nie byliby w stanie zamordować setek księży, gdyby ci księża sami uparcie nie dążyli do własnej zguby, stanowiła centralną część mitologii o epoce Tudorów. Lecz Campion osobiście pokazał, że jest to opowieść zmyślona. Dokonał tego podczas własnego procesu, przypominając, że nie tylko jemu, ale wszystkim oskarżonym, mężczyznom, co do których władze rzekomo wierzyły, iż poświęcili swe życie, aby oddać Anglię w ręce obcych mocarstw i zabić angielską królową, proponowano pełne ułaskawienie, jeśli tylko zgodziliby się uczestniczyć w nabożeństwach Kościoła anglikańskiego.

Fragment rozdziału Klejnot Anglii
z książki Tudorowie. Prawdziwa historia niesławnej dynastii
G.J. Meyera, Wydawnictwo Astra 2012.