Islamski sojusz Elżbiety I

Turcy osmańscy prowadzili w XVI wieku bezustanną ofensywę przeciw chrześcijańskiej Europie. Królowej Elżbiecie niezbyt to jednak przeszkadzało;  zawarła sojusz z Turcją wymierzony we wspólnych katolickich wrogów. Angielscy ambasadorzy w Stambule zyskali unikalną okazję obserwacji szokujących osmańskich obyczajów.

Po wymianie listów między Elżbietą i sułtanem Muradem III w 1580 roku Turcja przyznała angielskim kupcom prawo do prowadzenia handlu na wybrzeżach Lewantu i północnej Afryki. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Gdy w 1570 roku papież ekskomunikował królową Anglii, oficjalnie ogłaszając ją heretyczką, władczyni uznała się za ostatecznie zwolnioną ze zobowiązań wobec Rzymu. Do żelaznych zasad Europy katolickiej należało wystrzeganie się sojuszy politycznych z krajami islamskimi, przede wszystkim z zagrażającym Europie imperium Osmanów. Skoro jednak Turcja znajdowała się daleko od Anglii, a bliskim wrogiem były Watykan i potężna Hiszpania, wyspiarze uznali, iż nie ma powodu do podtrzymywania dotychczasowej linii. Anglia, niezwiązana już papieskimi edyktami zakazującymi kontaktów z niewiernymi, zaczęła wysyłać swych dyplomatów do Stambułu oraz stolic Persji i Maroka. Nawiązano też stosunki handlowe.

Po wymianie listów między Elżbietą i sułtanem Muradem III w 1580 roku Turcja przyznała angielskim kupcom prawo do prowadzenia handlu na wybrzeżach Lewantu i północnej Afryki. Organizacją przedsięwzięcia zajęła się Kompania Turcji, przemianowana następnie na Kompanię Lewantu. Wschodnie korzenie, jedwabie i dywany popłynęły bezpośrednio do Anglii, bez udziału weneckich pośredników; dzięki temu spadły ich ceny na wyspiarskim rynku. Turcja zaczęła z kolei otrzymywać od swego nowego partnera ołów i cynę, których używała do produkcji broni, a także mocne sukno, z którego wyrabiano uniformy dla janczarów. Pierwsze informacje o tej wymianie wywołały  oburzenie w katolickiej Europie: heretycka Anglia nie waha się wspomagać największego wroga chrześcijaństwa!

Ambasadorem Elżbiety w Stambule został William Harborne, który negocjował wcześniej układ handlowy z Turkami. Jego zadanie było niesłychanie trudne. Anglię i Turcję dzielił ogromny dystans, biorąc pod uwagę ówczesne środki komunikacji. W 1584 r. Harborne, ku swojej zgrozie, zorientował się, że żaden z jego 11 pierwszych listów wysłanych do Londynu nie dotarł na miejsce. Listy wysyłano więc potem w kilku kopiach, różnymi drogami, licząc na to, że któryś dotrze do adresata. Najszybszy był teoretycznie szlak morski, lecz obawiano się go, ponieważ w pobliżu Gibraltaru czyhały hiszpańskie okręty. Ostatecznie więc za najlepsze uznano drogi przez Polskę i Wenecję, choć żadna z nich nie gwarantowała sukcesu i epistoły wciąż ginęły po drodze.

Po śmierci Murada w 1595 r. władzę objął jego najstarszy żyjący syn – Mehmed. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Masakra w haremie

Żeby cokolwiek uzyskać na tureckim dworze albo w różnych urzędach, należało składać odpowiednie dary czy – jakbyśmy dziś powiedzieli – łapówki. W Stambule energicznie działali jeszcze ambasadorowie dwóch państw europejskich – Francji i Wenecji. Trwała ciągła rywalizacja, kto da Turkom więcej, i dyplomaci bezustannie narzekali na brak pieniędzy. Harborne miał jednak duży atut w postaci swej religii. Turcy nie orientowali się zbytnio w różnicach doktrynalnych pomiędzy katolicyzmem i różnymi odłamami protestantyzmu – luteranizmem, kalwinizmem czy anglikanizmem. Generalnie uważali protestantyzm za bardziej zbliżony do islamu niż katolicyzm, bo oczyszczony z kultu świętych, kultu obrazów i innych „bałwochwalczych” elementów. Anglicy byli dla nich po prostu protestantami, a więc tymi lepszymi chrześcijanami.

Dwór sułtana zazdrośnie strzegł swych tajemnic, szczególnie uważnie pilnując monarszego haremu. Anglicy opłacali jednak tajnych informatorów, dostarczających im informacji z miejsc, do których Europejczycy nie mieli wstępu. Wiedziano więc, że w haremie pałacu Topkapi nafaszerowany afrodyzjakami Murad III współżyje z dziesiątkami konkubin i niewolnic, płodząc kolejne dzieci. Zrobił ich podobno ponad setkę, z czego uznał oficjalnie trzydzieścioro dziewięcioro.

Po śmierci Murada w 1595 r. władzę objął jego najstarszy żyjący syn – Mehmed. Edward Barton, następca Harborne’a na stanowisku ambasadora, stał się wówczas świadkiem największej chyba tragedii w dziejach osmańskiej rodziny. W Turcji wciąż obowiązywał stary dekret (tzw. kanun), zgodnie z którym nowy sułtan mógł… wymordować całe swoje rodzeństwo. Celem było zapobieżenie bratobójczym walkom o tron i destabilizacji państwa. Mehmed skwapliwie wykorzystał przysługujące mu uprawnienie. Sułtańscy ogrodnicy, wykorzystywani w takich sytuacjach jako oprawcy, udusili jedwabnymi chustami 20 jego przyrodnich braci i 19 sióstr. Z całego legalnego potomstwa jurnego Murada III pozostał tylko najstarszy syn.

Ta legalna zbrodnia wywołała szok nawet u nawykłych do okrucieństwa władzy mieszkańców Stambułu. W stolicy zapanowało duże napięcie. Barton z uwagą śledził rozwój wydarzeń, by w razie wybuchu rewolty chronić angielskie interesy. Z pałacu Topkapi do meczetu Hagia Sophia wyruszył wkrótce kondukt pogrzebowy z 39 trumnami i małymi trumienkami. Poruszał się bardzo wolno, obserwowany ponuro przez tłumy mieszkańców. Do meczetu żaden chrześcijanin nie miał wstępu, ale angielski ambasador posłał tam swojego tajnego informatora. Zdał on później Bartonowi relację z wydarzeń. Jak opowiadał, trumnę Murada III, wniesioną do Hagia Sophia dzień wcześniej, obstawiono trumienkami jego najmniejszych dzieci. Do meczetu przybywały wielkie tłumy żałobników, co świadczyło o nastrojach w stolicy. Ale tajni agenci Mehmeda nie próżnowali. Krążyli po mieście, by w razie najmniejszej ruchawki natychmiast wezwać janczarów.

Do buntu ostatecznie więc nie doszło. Skończyło się na pomrukach niezadowolenia. Mehmed utrwalił swą władzę i wkrótce podjął ekspansję na zewnątrz.

Mehmed III przyjmuje kapitulację twierdzy Eger, 1596. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pokój z Polską, wojna z cesarstwem

Ambasador Barton, dobrze mówiący po turecku i czujący się w Stambule jak ryba w wodzie, miał już wtedy na koncie duży sukces dyplomatyczny. W 1590 r. pośredniczył w negocjacjach pomiędzy Turcją i Polską, zakończonych zawarciem porozumienia. Turcy zrezygnowali z planowanej inwazji na Rzeczpospolitą, Polacy zobowiązali się do powstrzymania rajdów kozackich na ziemie sułtana. Królowej Elżbiecie zależało na pokoju polsko-tureckim, wolała bowiem, by sułtan wojował z Hiszpanią. „Twój ambasador, rezydujący tu na stałe, wyraził twe wielkie pragnienie, by zgoda na pokój została udzielona królowi Polski. Zatem, aby cię zadowolić, zgodziliśmy się wysłuchać prośby twego ambasadora” – oświadczył w liście do Elżbiety Murad III.

Anglicy żywili wówczas nadzieję na wspólną z Turkami wyprawę morską przeciw Hiszpanii. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło, bo nowy sułtan, okrutny Mehmed, zdecydował się na atak lądowy przeciw cesarstwu Habsburgów. W 1596 r. armia turecka ruszyła na habsburską część Węgier, kierując się w stronę twierdzy Eger. Wśród ogromnych kolumn janczarów i spahisów jechała „delegacja” angielskich przyjaciół sułtana. Ambasadorowi Bartonowi towarzyszyli jego współpracownicy, słudzy i janczarscy ochroniarze. 36 wielbłądów podarowanych przez tureckiego władcę dźwigało namioty i zaopatrzenie.

12 października Eger padł. Na rozkaz Mehmeda wyrżnięto około 7 tysięcy wziętych do niewoli obrońców fortecy. Dwa tygodnie później Turcy rozgromili armię chrześcijańską w bitwie pod Keresztesem. Obecność Edwarda Bartona w obozie tureckim w czasie rzezi pod Egerem wywołała nowe głosy oburzenia w katolickiej Europie. Nie podobało się to jednak również wielu Anglikom z otoczenia królowej, którzy uznali, że ambasador posunął się stanowczo za daleko. W efekcie Barton musiał się tłumaczyć i usprawiedliwiać. Jak zapewniał, ruszył z pohańcami na Węgry, mając nadzieję, że uda mu się doprowadzić do powstrzymania wojny i zawarcia pokoju. Zważywszy na poprzedni sukces w negocjacjach z Polakami, mogło to brzmieć całkiem wiarygodnie.

Bitwa pod Keresztesem. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Gorszące przejażdżki

Osmanowie nie mogli wyjść ze zdziwienia, że na angielskim tronie zasiada kobieta. Nawiązanie serdecznych relacji władczyni płci żeńskiej z sułtanem byłoby ciężkim orzechem do zgryzienia. Anglicy potrafili jednak wykorzystać specyficzną cechę władzy osmańskiej – wysoką pozycję polityczną matki sułtana (valide sultan). Turcy nie widzieli przeciwwskazań dla utrzymywania osobistej korespondencji pomiędzy królową i valide. Elżbieta I pisała więc listy do wpływowej sułtanki-matki, którą była wówczas Safije, Albanka z pochodzenia. Za młodu sprzedana Turkom jako niewolnica, została konkubiną sułtana Murada, a potem – jako matka jego następcy Mehmeda – zdobyła w Stambule ogromną władzę.

Królowa Elżbieta wysyłała jej cenne dary, prosząc o interwencje w różnych sprawach, na ogół z dobrym skutkiem. W 1599 r. do Stambułu przypłynął okręt „Hector” ze szczególnie okazałymi prezentami dla sułtana i jego rodzicielki. Władca otrzymał organy z mechanizmem zegarowym, które wzbudziły sensację na dworze, prezentem dla valide był wspaniały powóz. Safije kazała się nim wozić po Stambule, wzbudzając zgorszenie, bo etykieta zabraniała sułtance-matce opuszczania pałacu.

Pikanterii całej sprawie dodał jeszcze fakt, że 50-letniej Safije wpadł w oko Paul Pindar, przystojny sekretarz ambasadora, który dostarczył jej powóz. Valide chciała się z nim nawet spotkać w cztery oczy i wysłała po niego swego sługę. Schadzka, która byłaby nieprawdopodobnym skandalem, została jednak udaremniona.

Choć Safije musiała obejść się smakiem, jej sympatia wobec Anglii nie osłabła. W kolejnym liście do Elżbiety I podkreślała: „Jeśli taka będzie wola Boża, podejmę działania zgodnie z tym, co napisałaś. Bądź dobrej myśli w tym względzie. Nieustannie nagabuję mego syna, Padyszacha, by postępował zgodnie z naszym traktatem. […] Jeśli taka będzie wola Boża, nasza przyjaźń nigdy nie zginie. Wysłałaś mi powóz i został mi on przekazany. Przyjmuję go z przyjemnością. Ja wysłałam Ci suknię, szarfę, dwa duże, przetykane złotem ręczniki kąpielowe, trzy chustki oraz rubinowo-perłową tiarę”.

Inwazja na Amerykę?

W efekcie przyjaznych relacji z Turcją i innymi krajami muzułmańskimi w Anglii coraz częściej widywano wyznawców islamu. Za ulubioną służkę królowej Elżbiety uchodziła Aura Soltana, tatarska niewolnica przywieziona przez angielskich kupców. Podczas jednego ze swych rajdów słynny korsarz Francis Drake odbił Hiszpanom około stu tureckich jeńców zamienionych w niewolników. Turcy zostali przetransportowani do Londynu, gdzie pozwolono im żyć jako wolnym ludziom. Pracowali później jako tkacze, kowale, krawcy. Często przyjmowali anglikanizm, choć oczywiście nie wiadomo, na ile szczerze. Pierwszy w dziejach muzułmanin, który przystąpił do Kościoła Anglii, zmienił nazwisko na William Hawkins.

Po 1580 r. zaczęli przybywać do Londynu pierwsi tureccy dyplomaci, ale nie zachowały się niestety relacje na temat ich misji. Więcej wiadomo natomiast o dyplomatach z Maroka. Poseł Ahmed Bilkasim prowadził rozmowy w Londynie na temat sojuszu militarnego obu krajów. W 1590 r. popłynął na pokładzie jednego z okrętów angielskiej floty, która przy wsparciu marokańskim zaatakowała Lizbonę. Kilka lat później w angielskiej stolicy gościł kolejny marokański wysłannik, Muhammad al-Annuri. Wraz ze swą pokaźną, trzydziestoosobową świtą spędził w Londynie sześć miesięcy. W przydzielonej im rezydencji Marokańczycy sami zabijali owce, jagnięta i kurczaki i przyrządzali sobie potrawy, zapewne z obawy, że Anglicy mogliby im złośliwie podsunąć zakazaną w islamie wieprzowinę. Al-Annuri spotkał się z królową Elżbietą i zaproponował jej wielką inwazję islamsko-protestancką na kolonie hiszpańskie w Ameryce. Pomysł się Anglikom spodobał, ale – jak wiadomo – nie doczekał się realizacji. Elżbiecie szczególnie zależało na dobrych stosunkach z Osmanami, tymczasem akurat w tych latach Turcja wadziła się z Marokiem.

Sojusz Anglii z krajami islamu nie przetrwał śmierci królowej Elżbiety. Jej następca Jakub I zmienił front, dążąc do zawarcia pokoju z Hiszpanami. Placówka dyplomatyczna w Stambule zaczęła tracić na znaczeniu. Ambasador Henry Lello, z niesmakiem obserwujący brutalne zwyczaje Osmanów, cieszył się znacznie mniejszą sympatią dworu niż jego zaprzyjaźniony z Turkami poprzednik. Pomimo osłabienia więzi politycznych nadal rozwijały się jednak kontakty handlowe zadzierzgnięte w czasach elżbietańskich. Wykształceni Anglicy coraz bardziej interesowali się też Turcją i – szerzej – światem islamu. „Historia powszechna Turków” Richarda Knollesa, która ukazała się w 1603 r., była wciąż wznawiana w kolejnych wydaniach. W języku angielskim pojawiły się na początku XVII wieku nowe słowa: „islam” i  „muzułmanin”. Wcześniej były one nieznane. Wyznawców Allaha określano terminem „Saraceni”, budzącym tylko najgorsze skojarzenia…