Faworyci Elżbiety I

Rycina ukazująca Roberta Dudleya, najważniejszego z faworytów Elżbiety. © Wikimedia Commons.
Rycina ukazująca Roberta Dudleya, najważniejszego z faworytów Elżbiety. © Wikimedia Commons.

Królowa Dziewica miała osobowość i godny kochliwego ojca temperament. Podobno. Nigdy bowiem nikomu nie udało się jej zaskoczyć w niedwuznacznej sytuacji z mężczyzną. W każdym razie nikomu z postronnych. Niemniej podejrzewa się ją o romanse z szerokim gronem faworytów.

Nigdy nie wyjdę za mąż!

Pewnego lutowego dnia w przepysznych pałacowych wnętrzach bawiła się dwójka dzieci: szczupła, rudowłosa ośmiolatka o przenikliwie czarnych oczach i starszy o rok Robin, który wychowywał się na królewskim dworze. Kiedy przyniesiono wiadomość, która z pewnością nie była przeznaczona dla uszu podopiecznych, dziewczynka zacisnęła pięści i z pełną stanowczością oświadczyła chłopcu: I will never marry!

Trudno powiedzieć, co pomyślał wówczas towarzysz zabaw, który po latach miał na własnej skórze odczuć skutki jej postanowienia. Wiadomo jednak, że opiekunki skwitowały te słowa ironicznym uśmieszkiem. Dziecko, w dodatku płci żeńskiej, miało w ówczesnym świecie niewiele do powiedzenia i tym bardziej nie mogło stanowić o własnym losie. Małżeństwa dziewcząt aranżowali ojcowie, bracia albo krewni, kierując się interesem rodziny, a w przypadku córek królewskiej krwi nierzadko czynili to mężowie stanu.

Jednak rudowłosa dziewczynka, którą do głębi wstrząsnęła śmierć młodej macochy, Katarzyny Howard, ściętej w Tower 13 lutego 1542 roku, dotrzymała słowa. Wyniesiona na tron 17 listopada 1558 roku jako Elżbieta I (1533–1603), przejęła męskie obowiązki w świecie zdominowanym przez mężczyzn i nigdy nie dała namówić się na małżeństwo. Lecz choć odrzuciła tradycyjną rolę kobiety – żony i matki – do końca życia lubiła otaczać się wianuszkiem adoratorów, z których najważniejszy był przyjaciel z dzieciństwa, Robert Dudley (1532–1588), pieszczotliwie nazywany Robinem. Kiedy ją zdradzał, robiła mu karczemne awantury, a kiedy poświęcała zbyt wiele uwagi kolejnemu z faworytów, on szalał z zazdrości. W ciągu trzydziestu lat, dopóki burzliwego związku nie przerwała jego przedwczesna śmierć, na przemian unosili się dumą, godzili, gniewali… I chociaż Robin cieszył się uprzywilejowaną pozycją, nie pozwoliła wykorzystywać mu jej ponad miarę, wedle dobitnie wypowiedzianej zasady: „Tu jest tylko jedna władczyni i nie ma innego władcy”[1].

Dudley ponoć złamał królowej serce, żeniąc się z Lettice Knollys. © Wikimedia Commons.
Dudley ponoć złamał królowej serce, żeniąc się z Lettice Knollys. © Wikimedia Commons.

Flirty na oczach dworu

Na temat niechęci Elżbiety do małżeństwa istnieją jeszcze inne teorie. I chociaż niektórzy przypuszczają, że była osobą homoseksualną lub że cierpiała na jakiś defekt narządów rodnych, jej współcześni plotkowali o licznych romansach z mężczyznami, a świadectwa z epoki zawierają opinie oscylujące między wizerunkiem Królowej Dziewicy a obrazem nimfomanki. Na przykład w raportach ambasadorów obcych mocarstw, obok opartych na faktach ocen, pojawia się wiele plotek na temat jej niewłaściwego zachowania. I tak, podczas nominacji klęczącego Roberta Dudleya na hrabiego Leicester, nie potrafiła się oprzeć i zakładając mu łańcuch na szyję, połaskotała go w szyję. Nie szczędziła również pieszczot Christopherowi Hattonowi, którego czule nazywała „barankiem”. Zresztą, w ogóle miała słabość do nadawania pieszczotliwych zdrobnień swoim ulubieńcom.

Pewnego razu jedna z dam dworu ośmieliła się nawet zwrócić uwagę królowej, że jej postępowanie jest niestosowne do pozycji. Elżbieta od razu zaprotestowała. Oświadczyła, że wszystkie flirty odbywają się na oczach dworzan, więc nie ma możliwości, aby faktyczny romans uszedł ich uwagi. A skoro niczego oprócz flirtów nie zauważyli, nie mogą jej zarzucić niczego poważniejszego, nie mówiąc o ekscesach łóżkowych. Co więcej – zapewniła, że nigdy nie da im ku temu okazji, ponieważ nikomu nie uda się jej zaskoczyć w niedwuznacznej sytuacji z mężczyzną.

Dotrzymała słowa. W ciągu swoich czterdziestopięcioletnich rządów, kiedy kreowała się na Królową Dziewicę i bardzo dbała o publiczny wizerunek, nie dała się przyłapać in flagranti. Przynajmniej oficjalnie. A jeśli nawet ktokolwiek z zaufanych sług znał prawdę, zabrał ją do grobu. Dlatego trudno dzisiaj orzec, ile faktów kryje się w plotkach i ilu mężczyzn rzeczywiście zaprosiła do swojej alkowy.

Także Christopher Hatton zdołał wkraść się w łaski Elżbiety. © Wikimedia Commons.
Także Christopher Hatton zdołał wkraść się w łaski Elżbiety. © Wikimedia Commons.

Miłość jej życia

W gronie faworytów królowej Elżbiety można znaleźć zarówno mężów stanu, jak i awanturników. Jednych podziwiała za faktyczne zasługi, niektórzy zwrócili jej uwagę urodą lub jakimś talentem, a jeszcze inni potrafili wkupić się w łaski gładkimi słówkami. Jednak największą miłością życia, która mimo licznych wzlotów i upadków przetrwała ponad trzydzieści lat, miał być towarzysz jej dziecięcych zabaw, Robert Dudley. Nie mogła go jednak poślubić z kilku ważnych względów.

Po pierwsze, miał żonę. W dodatku, kiedy ta zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach – spadła, została zepchnięta ze schodów lub popełniła samobójstwo, skacząc – pojawiły się plotki, że do jej zgonu przyczyniło się któreś z kochanków. Jaka była prawda, pewnie nigdy się nie dowiemy, faktem pozostaje jednak, że królowa odesłała Dudleya z dworu i zabroniła mu się pokazywać, dopóki sprawa nie przycichnie.

Nie mniej istotnym powodem był fakt, że jego ambitny ojciec dopuścił się zdrady wobec Marii Tudor i w roku 1553 dokonał zamachu stanu, po śmierci małoletniego Edwarda VI osadzając na tronie swoją synową, lady Jane Grey. Za zdradę jednak płaci się głową i rychło pod katowski topór poszli nieszczęsna dziewięciodniowa królowa oraz ojciec i brat Roberta Dudleya. I chociaż on sam nie miał ze spiskiem nic wspólnego, a potem wiernie służył obu córkom Henryka VIII, wiele osób gotowych mu było wypomnieć plamę ciążącą na honorze rodu.

Lecz nawet gdyby nie istniały powyższe powody, ślub i tak byłby ryzykowny. Dudley był poddanym, a Elżbieta królową. O wiele rozsądniejszą od Marii Stuart, by ryzykować podział wśród arystokratów, z których wielu nie zaakceptowałoby wywyższenia jednego spośród nich i opowiedziałoby się przeciw małżeństwu, a tym samym przeciwko królowej. Maria Stuart zaślubiny z faworytami przypłaciła wygnaniem i utratą szkockiej korony, zaś samotna Elżbieta rządziła przez prawie pół wieku. Słowem, dla dobra monarchii bezpieczniej było pozostać w nieformalnym związku.

Czy naprawdę kochała Dudleya? Wielu twierdzi, że tak. Zwłaszcza że szalała z zazdrości na wieść o jego romansie i o potajemnym ślubie z ponętną wdową, Lettice Knollys, który odbył się dwanaście lat później (1579). W irytacji planowała go zamknąć w Tower (żaden arystokrata nie miał prawa ożenić się bez aprobaty panującego), lecz ostatecznie skończyło się na areszcie domowym i zakazie wstępu na dwór. Nie na długo jednak, bo nie potrafiła obyć się bez towarzystwa drogiego Robina. Niepoprawna para znów podjęła swe niekończące się miłosne podchody, przeplatane chwilami szczęścia i scenami wzajemnej zazdrości, które trwały do roku 1588, w którym niespodziewana śmierć Dudleya wstrząsnęła królową. Jedni mówili o gruźlicy, a inni podejrzewali truciznę, którą naważniejszemu z faworytów podał ktoś z dworzan zazdrosnych o względy monarchini i bogactwa, które jej zawdzięczał. Tymczasem zrozpaczona Elżbieta zamknęła się w swojej komnacie, gdzie szlochała tak długo, aż zaniepokojeni dworzanie wyważyli drzwi. Żałoba po ukochanym przesłoniła jej nawet radość ze słynnego zwycięstwa angielskiej floty nad Wielką Armadą Filipa II.

Piętnaście lat po śmierci Dudleya, wśród osobistych pamiątek królowej znaleziono czuły liścik, na którym widniały skreślone jej ręką słowa: „Jego ostatni list”…

Równie wierny królowej był Francis Walsingham. © Wikimedia Commons.
Równie wierny królowej był Francis Walsingham. © Wikimedia Commons.

Awanturnicy i politycy

Za życia Dudley nie pozwolił wydrzeć sobie miana pierwszego z faworytów, lecz nie był jedyny, o czym świadczą liczne sceny zazdrości, które robił Elżbiecie. Irytowała się z ich powodu, od czasu do czasu przepędzała go z dworu, na który nieustannie wracał, ale żaden z dworzan nie zagrzał miejsca na dłużej przy jej boku z wyjątkiem Christophera Hattona (1540–1591).

Elżbieta i Christopher poznali się w iście romansowej scenerii, podczas balu maskowego wydanego w 1561 roku w jednym z londyńskich kolegiów prawniczych. Hatton, typowy bawidamek i wyśmienity tancerz, pochodził z niezbyt zamożnej rodziny, i choć był urodziwy, przypominał raczej chłopca niż mężczyznę, więc doradcy królowej nie mogli pojąć, co ona w nim widzi. Jednak w ciągu kolejnych dziesięciu lat ten – jakby nie było – całkiem zdolny prawnik zrobił tak zawrotną karierę, że zaczęto go podejrzewać o mistrzostwo w sztuce miłosnej, i wkrótce całą Anglię obiegły pogłoski o jego wyczynach w królewskiej alkowie. Tymczasem wyraźnie zauroczona Elżbieta otworzyła mu drogę do parlamentu, mianowała go kapitanem swej straży przybocznej i jakby tego było mało, publicznie obsypywała go pieszczotami i nazywała swoim „barankiem”. A kiedy zażyczył sobie ogrodów różanych, które należały do biskupa Ely, bez wahania ofiarowała mu je w prezencie, nie bacząc na protesty byłego właściciela.

Christopher Hatton swoją karierę zakończył jako królewski szambelan, gdyż umarł przedwcześnie, pod troskliwą opieką swojej protektorki, która osobiście pielęgnowała go w chorobie. Aby jednak oddać mu sprawiedliwość, należy zaznaczyć, że nie tylko czerpał korzyści z łączącej ich zażyłości. W zamian za łaski odwdzięczał się bezwzględną wiernością i sumienną służbą. Zresztą, gdyby tak nie było, nie cieszyłby się tak długo względami. Elżbietę bowiem można podejrzewać o różne miłostki, lecz nie o naiwność. Świadczy o tym fakt, że niejeden z faworytów za drobniejsze uchybienia stracił stanowisko, majątek, wolność, a nawet głowę.

Równie wierny królowej był Francis Walsingham, jeden z najwybitniejszych i najbardziej zaufany – obok Williama Cecila – mąż stanu i doradca. Ten wytrawny polityk i szef siatki szpiegowskiej podobno skrycie się w niej kochał. Tylko czy z wzajemnością? Na to nie ma dowodów.

Znacznie krócej łaskami cieszyli się inni. Z niektórymi Elżbietę łączyły mocniejsze więzi, kilku – jak chociażby Szekspirowi – tylko patronowała. W gronie nielicznych szczęśliwców, którzy znaleźli się bardzo blisko monarchini, byli znani i mniej znani, przystojni i mniej urodziwi, wszyscy jednak mieli to „coś”, co urzekło ją choćby na chwilę.

Wśród faworytów, o których jeszcze wypada pamiętać, znaleźli się: Francis Bacon, poeta, którego podejrzewa się o bycie prawdziwym Szekspirem; Walter Raleigh, kolejny rzekomy Szekspir, który obiecywał przywieźć złoto z legendarnego El Dorado; czy słynny korsarz i odkrywca Francis Drake, którego dokonania wyraźnie imponowały Elżbiecie.

Ostatni faworyt – Robert Devereux. © Wikimedia Commons.
Ostatni faworyt – Robert Devereux. © Wikimedia Commons.

Ostatni faworyt

Pustkę po stracie Dudleya zapełnił w sercu podstarzałej królowej młodszy o połowę Robert Devereux (1565–1601), hrabia Essex, tak na marginesie pasierb Dudleya. Oficjalnie, bo – jeśli wierzyć pogłoskom – był on jego naturalnym synem z czasów romansu z Lettice Knollys. Czyżby więc przez pamięć o tamtym zapałała miłością do niego? Cóż, na to pytanie raczej dzisiaj nie odpowiemy. Wiadomo jednak, że buńczucznemu młodzikowi wybaczała wszelkie ekscesy i liczne akty samowoli. Całymi nocami grywała z nim w szachy w prywatnej komnacie i nawet przymykała oko, gdy kwestionował opinie doradców (był przeciwnikiem polityki Williama i Roberta Cecilów, ojca i syna – zaufanych polityków Elżbiety). Jego śmiałość poniekąd ją bawiła i pewnie fascynowała. Do czasu. Jak kilku poprzedników, w końcu podpadł swojej pani i 25 lutego 1601 roku przyszło mu położyć głowę pod katowski topór. Poniekąd sam był sobie winien, bo dał się uwikłać w spisek, zawiązany przez szlachtę i oficerów, którzy utracili majątki z powodu wojen prowadzonych przez Elżbietę. Krewki lord, za przykładem innych niesfornych ulubieńców, trafił do Tower i pewnie by stamtąd wyszedł, gdyby nie jego niewyparzony język. Królowa, która wcześniej miała do niego tak ogromną słabość, nie mogła mu bowiem wybaczyć stwierdzenia, że jej umysł jest „równie spaczony jak ścierwo”.

Mimo to mocno przeżyła śmierć młodego faworyta. Jak się miało okazać, ostatniego. I chociaż wieść o jego śmierci przyjęła z pozorną obojętnością, nie przestając grać na wirginale, wkrótce popadła w neurastenię i godzinami siedziała w bezruchu, z palcem na ustach, wpatrzona w nieokreślony punkt, nie pozwalając służbie zmienić swoich szat ani się nakarmić.

Umarła dwa lata później, tak jak chciała – otoczona nimbem Królowej Dziewicy, z nieprzeniknioną maską wytrawnego polityka, któremu obce są wszelkie uczucia. Ile kosztowała ją ta dbałość o wizerunek monarchini poślubionej Anglii, ile poświęciła dla interesu państwa i czy kiedykolwiek była szczęśliwa w ramionach kochanka, nie wie nikt.

Bibliografia

Baldwin, Miłości ich życia, Świat Książki, Warszawa 1995, s. 33–37.
Grzybowski, Elżbieta Wielka, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1984.
http://elizabethan-era.org.uk/elizabethan-courties.htm
http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/726359,Elzbieta-krolowadziewica-Anglii

[1] L. Baldwin, Miłości ich życia, Świat Książki, Warszawa 1995, s. 36.